Trudny temat - testowanie kosmetyków na zwierzętach. Jak dobrze rozumiesz problem?

Testowanie kosmetyków na zwierzętach to kontrowersyjny temat, ale myślę, że śmiało można powiedzieć, że większość z nas mając wybór, wybrałaby kosmetyki nietestowane. 

Ale jak dobrze znasz temat testowania? Temat testowania często zamknięty jest w czarno-białej opowieści, gdzie złe i krwiopijcze korporacje na siłę testują kosmetyki na zwierzętach, by potem zarabiać grube miliony. Ale czy te sprawy są naprawdę tak proste?


Od ponad 5 lat siedzę w temacie testowania na zwierzętach oraz bezpieczeństwa kosmetyków i powiem Wam, że te sprawy nie są wcale tak proste. Choć chcielibyśmy wierzyć, że u źródła problemu są rządne zysków korporacje, prawda jest taka, że od wielu lat większość firm nie testuje swoich produktów na zwierzętach. Modę na to rozpoczął Revlon, który był jedną z pierwszych firm, które ogłosiły, że nie będą testować i przez lata wiele innych dołączyło do tego ruchu. Jednak większość z nich dalej funkcjonuje na listach PETA jako firmy testujące. O co chodzi?

Jest kilka problemów z klasyfikowaniem firm jako nietestujących. Podam Wam przykłady.

1. Firma A i firma B kupują nietestowany składnik X od laboratorium. Firma B zleca laboratorium przetestowanie składnika X na zwierzętach. Czy firma A może dalej deklarować, że używa składników nietestowanych na zwierzętach?

2. Firma D opracowała bez testowania składnik Y. Firma E, która jest w układzie partnerskim z firmą D, zaczyna produkować kosmetyki ze składnikiem Y. W pewnym momencie jednak firma D decyduje się przetestować składnik Y na zwierzętach. Czy firma E, która nie zlecała żadnych testów, może dalej deklarować, że używa składników nietestowanych?

3. Firmy F, G i H używają składnika Z, który nigdy nie był testowany na zwierzętach. Uniwersytet I w ramach badań naukowych decyduje się przeprowadzić testy składnika Z na zwierzętach. Czy firmy F, G i H, które w żaden sposób nie zlecały, ani nie sponsorowały owych badań i nie mają żadnych powiązań z uniwersytetem I, mogą dalej deklarować, że nie testują na zwierzętach?

4. W ramach badań medycznych testuje się produkt Q. Jest on jest używany na delikatnych organach ludzkich i ma znaczenie w polepszaniu jakości życia pacjentów. Ze względów bezpieczeństwa, produkt Q testowany jest początkowo na zwierzętach. Istnieje też firma J, która w żaden sposób w owych testach nie uczestniczy, nie sponsoruje ich ani nie zleca. Używając technologii produktu Q oraz faktu, że dzięki testom na zwierzętach produkt Q jest uznawany za bezpieczny, firma J produkuje produkt X, który służy celom kosmetycznym. Czy w tym układzie produkt X jest testowany na zwierzętach i czy firma J może deklarować, że nie testuje na zwierzętach?

Te problemy może brzmią abstrakcyjnie, ale są realnymi problemami. Sama zetknęłam się z przykładem numer 1, gdy agencja marketingowa, z którą współpracowałam, bardzo chciała uzyskać od swojego klienta - światowej firmy kosmetycznej - deklarację, że nie testują (taka deklaracja ma ogromną wartość marketingową). Firma odpowiedziała, że choć sami NIGDY nie zlecili żadnego testu, nie mogą zagwarantować, że inna firma nie zleciła takowych testów. Nie czuli, że w takim wypadku mogą zadeklarować, że są "cruelty free". Jednak, wiele firm deklarujących, że są cruelty-free nie ma takich skrupułów.

Problem numer 2 dotyka wszystkich marek, zrzeszonych w ramach konglomeratów jak Estee Laurder czy L'Oreal. Gdy marki te wchodziły na rynek chiński, wszystkie podmarki w ramach tych grup zostały przez PETA ochrzczone jako testujące na zwierzętach. Na rynku chińskim jest zasada, że nie trzeba testować składników, które już raz zostały przetestowane. Więc większość produktów zostanie dopuszczonych bez żadnego problemu i dodatkowych testów, zwłaszcza, jeśli mają proste składy. Ale jeśli zawierają jakiś nowatorski, opatentowany składnik, ów składnik zostanie przetestowany.

Ten przypadek można rozciągnąć na Mexoryl - bardzo stabilny filtrs UVA, opatentowany przez L'Oreal. Gdy LOreal wprowadzał firmę Khiels na rynek chiński (a Khiels używa między innymi Mexorylu w swoich kremach przeciwsłonecznych), nagle wszystkie firmy z wachlarza L'Oreal, uwzględniając The Body Shop, okrzyknięto jako testujące - nawet te, które nie używają wymagających testowania składników. Mimo tego, Khiels wciąż uważa się za firmę nietestującą. The Body Shop nie prowadzi też sprzedaży swoich produktów w Chinach.

Problem numer 3 jest moim zdaniem najgorszy i jednocześnie świadomość jego jest NAJMNIEJSZA. Uniwersytety i ośrodki naukowe są największymi i najbardziej bezwzględnymi miejscami torturowania zwierząt, ale nikt nie ma prawa im nic powiedzieć. Unia Europejska zakazała laboratoriom komercyjnym testowania, ale nie zabroniła nic uniwersytetom. 

Testowanie na zwierzętach w ramach powtarzanych po milion razy eksperymentach, to szara rzeczywistość uczelni. Co jakiś czas robione są bardziej innowacyjne eksperymenty, ale o ile firmy komercyjne robią je w ramach testów in vitro, badacze w ośrodkach naukowych nie mają żadnych ograniczeń. Prowadząc tego bloga, znajduję co chwilę testy tego czy innego składnika na zwierzętach - właśnie w wykonaniu uniwersytetów. Żadna firma kosmetyczna za te badania nie płaci. Czasem są one wykonywane pod pretekstem medycznych poszukiwań, ale w większości przypadków jest to robienie czegoś po to, by móc dostać tytuł czy grant naukowy.

Czwarty przypadek odnosi się do problemu soczewek. Firmy jak Bauch & Lomb testowały soczewki na zwierzętach, bo testowanie na oku człowieka jest zbyt ryzykowne. Soczewki kontaktowe mają wartość kosmetyczną, ale ciężko odmówić im wartości medycznej. Ale są firmy, które produkują soczewki stricte kosmetyczne, gdzie ciężko dopatrzeć się jakieś wartości medycznej. Czy firmy wykorzystujące medyczne technologie do niemedycznych celów mogą deklarować, że nie testują swoich produktów na zwierzętach?

Chciałam Wam zwrócić uwagę, że temat testowania jest o wiele bardziej złożony, niż niektórzy próbują nam go "sprzedać". Tak łatwo przekierować gniew na bogate korporacje, tak łatwo jest w świecie marek widzieć złoczyńców. Ale o wiele trudniej jest np. narzucić ograniczenia uczelniom. Odruchowo nienawidzimy korporacji, ale świat nauki chcemy darzyć szacunkiem. Progresywne prawodawstwo w sprawie testowania może i wyeliminuje przypadki 1 i 2, ale 3 i 4 są właściwie pozostawiane bez komentarza i bez żadnej świadomości ich istnienia.

Czy w tak zagmatwanym świecie, możliwe jest nawet używanie kosmetyków nietestowanych na zwierzętach? W pewnym sensie, nie ma takiej możliwości. Wszystkie składniki dostępne na rynku zostały już przetestowane na zwierzętach - niekoniecznie na zlecenie firm kosmetycznych, ale może w ramach badań naukowych na uczelniach.

Jedyne co możemy robić, to szukać kosmetyków, opartych na znanych i nie patentowanych składnikach. Dlatego myślę, że warto unikać firm, deklarujących władanie dziesiątkami patentów i zamiast tego wybierać kosmetyki o "typowych" składach. I warto umieć czytać składy - nie mówię tutaj o jakimś wysokim poziomie wiedzy, ale nawet pobieżna umiejętność rozpoznania nazw prostych składników, daje nam więcej kontroli nad tym, co kupujemy. Jeśli jakiś składnik nie jest nam znany, polecam wyszukać go na anglojęzycznej Wikipedii (polskie opisy są bardzo często niewystarczające) i przejrzeć też materiały źródłowe w na ich temat, co często pozwala wychwycić, w jaki sposób dany składnik był testowany. 

Kiedyś wspominałam, że firmy koreańskie chętnie deklarują, że nie testują swoich produktów na zwierzętach - jest to postrzegane jako świadectwo jakości i bezpieczeństwa (tak dobre i naturalne, że nie trzeba testować). Znalazłam listę, stworzoną przez koreańską organizację, promującą używanie kosmetyków cruelty-free. Gwiazdka w pierwszej kolumnie oznacza brak testów na zwierzętach, w drugiej zaś oznacza, że firma nie używa produktów odzwierzęcych; trzecia gwiazdka oznacza, że firma nie eksportuje do Chin:
Marki, które nie testują oraz nie są sprzedawane w Chinach, uwzględniają Sidmool. Na liście firm nietestujących są też firmy Etude House, Innisfree, Sulwhasoo oraz IOPE. Jak wspominałam, sprzedawanie produktów w Chinach nie jest równoznaczne z testowaniem, jeśli marka nie używa wymyślnych składników. Jako nietestujące deklarują się również firmy BRTC oraz Skin79.

Oczywiście te deklaracje nie obejmują sytuacji, opisanych we wcześniejszej części artykułu. Oznaczają jedynie, że owe firmy nie zlecają nikomu wykonywania testów na zwierzętach.


Komentarze

  1. Dziękuję za poruszenie tego tematu, to niezwykle ważne, aby o tym mówić.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak mi brakowało takiego artykułu, który podchodzi do tematu w sposób rzeczowy, profesjonalny, a nie emocjonalny jak młode bojowniczki o żyjątka piszące capslockiem "ta firma testuje na zwierzątkach, jak możesz tego używać, te perfumy wlewają króliczkom do oczek !!!1!11oneone"

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dokładnie o tym samym pomyślałam

      Usuń
    2. A niby dobre jest wlewanie niemogącym się bronić zwierzętom czegokolwiek do oczu? Wolałabym testy na ludziach (z resztą istnieją takie - testy dermatologiczne). Świadomi zagrożeń ludzie pozwalają robić z siebie króliki doświadczalne i mają za to kasę. A zwierzę jest poniekąd zmuszanie, nie obroni się i nie da zgody bądź jej braku na testy, myśląc o swoim zdrowiu.
      I gdzie ten mądrzejszy, inteligentniejszy człowiek? "Testy na człowieku byłby zbyt ryzykowne"? Ale na bezbronnym zwierzęciu testować można i to ryzyko można podjąć? Relatywizm i brak moralności.

      Usuń
    3. Chyba nie wiesz czym by sie skończyły takie testy... Obecnie testy czy to leków czy kosmetyków są przeprowadzane na ludziach, ale to gotowe produkty - ich stosowanie nie wiąże sie z ryzykiem (obecnie większość leków czy kosmetyków jest na zasadzie substytutów - ich składy nie różnią sie za wiele). Tak jest m.in z lekami przeciwbólowymi czy "na grypę".

      Gdyby testowano na ludziach substraty i półprodukty oraz produkty w fazie przygotowań to pierwsi poszliby bezdomni (co niestety się zdarzalo i pewnie zdarza nadal, ale wole o tym tutaj nie wspominać) oraz ludzie z państw biednych.

      A tak swoją drogą, wiesz, gdzie ląduje twój stary telefon komórkowy, zużyte baterie, stara lodówka? W Afryce.

      Usuń
    4. Anon nr2, oto potwierdzasz to, co napisałam :D Czy ja stwierdziłam, że testowanie mi się podoba? W którym miejscu? Napisałam, że do sprawy trzeba podchodzić w sposób merytoryczny, a nie powtarzać slogany, które speców od laboratoriów nieszczególnie obchodzą.

      Usuń
    5. Zabrakło jedynie stwierdzenia, że zwierzęta a ludzie to 2 różne sprawy i to, ze coś jest szkodliwe lub nie dla zwierzęcia u człowieka może wywołać zupełnie inny efekt, dlatego testy na zwierzętach nie mają żadnego sensu. Najpopularniejszy przykład: aspiryna. Podana psu powoduje zgon i dlatego długo nie używano jej jako leku dla ludzi. Komentarz zbędny.

      Usuń
    6. Nie w Afryce tylko w Indiach

      Usuń
  3. No właśnie tak to właśnie wygląda - każdy składnik kosmetyku musi lub musiał być kiedyś tam przetestowany, w taki czy inny sposób. Jeśli coś ma stycznośc ze skórą czy błonami śluzowymi, to jak by na to z moralnego punktu nie patrzeć, to przeciez przetestowac to trzeba. No, chyba, że chcemy kupować kosmetyki, które potencjalnie mogą być dla nas szkodliwe. A jak można dowiedzieć się, czy dany produkt jest szkodliwy, czy nie? Sprawdzić jego działanie na żywym organizmie.
    Absolutnie nie jestem za tym, aby umęczać zwierzaki. Jest to okropne, okrutne i pragnę, aby możliwe było odstąpienie od takich procederów. Ale powiedzmy sobie szczerze - chcemy innowacji w kosmetykach? chcemy żeby były bardziej skuteczne? robiły to, czy tamto? to musimy być świadomi tego, że takie innowacje wiążą się nierozerwalnie z testami!
    Wiele firm może zaznaczac sobie, że ich kosmetyki są cruelty-free, ale prawdą jest, że atestowane składniki kosmetyków były kiedyś tam już przetestowane. Jeśli nie wszystkie, to ich większość. Firmy kosmetyczne, korzystające z tych składników zwyczajnie nie muszą tych testów już ponownie przeprowadzać. Dopóki nie pojawi się nowy składnik... i tak w koło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, jeśli miałabym wybierać czy ważniejszy jest dla mnie super-hiper tusz do rzęs i krem na zmarszczki czy dobro zwierząt to jednak wolę to drugie... I czy chcę kosztem cierpienia i nie oszukujmy się często na prawdę brutalnych testów mieć bardziej skuteczne, innowacyjne i robiące "robiły to, czy tamto" kosmetyki?
      Nie nie chcę ;)
      Ostatnio też dość intensywnie siedzę w temacie i staram się jak najwięcej dowiedzieć tak aby być świadomym konsumentem i nie wpadać w paranoję. Z wielu względów zamieniłam sporo produktów na te bardziej naturalne albo odpuściłam sobie całkiem i jak teraz patrzę to moja cera nigdy lepiej nie wyglądała, nawet w czasie kuracji retinoidami (po której sporo czasu dochodziła do siebie). Więc może czasem warto się zastanowić czy na prawdę potrzebujemy nakładać codziennie kilka kremów ze składem na pół strony A4 ;)
      N.

      Usuń
  4. Chciałabym jeszcze poruszyć dwie niewspomniane kwestie.

    1. Zaskakująco mało osób zdaje sobie sprawę, że niemalże każdy specyfik o medycznym zastosowaniu był testowany na zwierzętach, a ci, którzy zdają sobie sprawę, często nie rozumieją, że to jedyny sposób, aby wprowadzić cokolwiek na rynek medyczno-farmaceutyczny. Testy prowadzone na lekach są wieloetapowe i ściśle kontrolowane, a etapu tekstów na zwierzętach zazwyczaj nie da się uniknąć - trzeba by przeskoczyć od razu od testów in vitro do testów na ludziach. Co by było dość niepokojące zważywszy na to, że przy testowaniu niektórych specyfików należy później wykonać sekcję...

    2. Tak, uniwersytety testują na zwierzętach, ale mało kto wie, że praktycznie tyle samo zwierząt ginie w trakcie... ćwiczeń dla studentów. Niemalże każdy kierunek medyczno-biologiczno-chemiczny ma styczność z sytuacją, gdy do poprawnego przeprowadzenia ćwiczenia w labie/pracowni potrzeba wydobyć coś z ciała zwierzęcia. Taki UJ to ma nawet zajęcia z preparowania zwierząt, gdzie można się nauczyć skórowania i wypychania...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam sie z 1 punktem na 100%, (co do 2 po prostu nie mam informacji). Ponadto Bayer do dzisiaj w ulotkach swoich lekow dotyczacych przeciwskazan dla kobiet w ciazy uzywa wynikow z II WS, bo teraz przeciez nikt nie przetestuje lekow na kobietach w ciazy.

      Usuń
    2. Po pierwsze u nas żab od dawna się nie kroi ze względu na koszty.

      Po drugie- ręce mi opadły na drugą odpowiedź. Już nawet nie ze względu na moralność i etykę (ludzie czekają na egzekucję latami, bo naprawdę trzeba być na 100% pewnym) to jak sobie to wyobrażasz logistycznie? II i III faza testów leków to olbrzymie projekty do których potrzeba setek eksperymentów- czyli wracamy do obozów koncentracyjnych?

      Ludzie bardziej martwiący się o dobro zwierząt kojarzą mi się z SS-manem z opowieści mojej babci, co rozstrzelawszy rodziców i starsze dzieci roztrzaskał młodsze o ścianę, ale zanim podpalił dom to wyniósł koszyk z kociętami, bo one niewinne.

      Usuń
    3. "Wiem, że to kontrowersyjne, niehumanitarne (?) i w ogóle, ale dla mnie bardziej humanitarne niż testy na niewinnych zwierzętach."

      PADŁAM

      Usuń
    4. Aha ta moralna wyższość fanów zwierzaków :)

      Usuń
    5. Nie wiem czy na to wpadłaś kochana, ale na uniwersytetach nie "kroi się" zwierząt ot tak tylko po to, żeby studenci mogli się poprzez to UCZYĆ. Sama na studiach uczestniczyłam w dysekcji kilku ptaków, ryb, i dało mi to więcej, niż sucha nauka z książki.

      Koleżanka, która pisze o tym, że lepiej testować kosmetyki na skazanych a nie na zwierzętach... no comment.

      Usuń
    6. Ja tego SS-mana rozumiem. Sorry. Ty byś spaliła kocięta, ja bym roztrzaskała dzieci. Zjedz mnie.

      Usuń
    7. Ja rostrzaskałabym dzieci prędzej niż spaliła koty. Tak jestem potworem... ale taka prawda :)

      Usuń
    8. Anonimowy, masz rację, jesteś potworem z zaburzoną hierarchią wartości. Aż strach, że tacy ludzie chodzą luzem po świecie.
      Ewa

      Usuń
    9. To ja z 12:52. Żeby nie było, nie uważam, by SS-man zrobił chwalebną rzecz, mordując ludzi. Nie przyszłoby mi natomiast do głowy twierdzić, że mordowanie zwierząt w tak okrutny sposób (przypaliłaś coś kiedyś sobie?) jest bardziej uprawnione. Zwierzętom generalnie współczuję bardziej. Może dlatego, że nie wybierają swojego losu, może dlatego, że w kaźni nie mogą posiłkować się żadną nadzieją. Ich układ nerwowy (zwłaszcza kotów) też zdaje się być bardziej czuły niż ludzki.
      Podsumowując, droga Ewo, najpewniej obie mamy coś z głową. Tyle że ty z jakiegoś powodu uważasz się za lepszą ode mnie i usprawiedliwiasz to "hierarchią wartości". Dokładnie jak SS-mani.

      Usuń
    10. Nigdy nie przypalałam kotów, ani nie mam zamiaru tego robić, ale też nigdy nie powiedziałabym, że wolałabym roztrzaskać dzieci zamiast przypalać kotów, mimo, że za dziećmi nie przepadam. Ludzkie życie ma jednak dla mnie wartość, czego nie można powiedzieć o SS-manach, więc jak już chcesz kogoś porównywać do SS-manów, to porównuj ich ze sobą.

      Usuń
    11. Dziewczyny, które uważają, że należy testować na ludziach. Poczytajcie sobie w sieci o Talidomidzie. Ogladnijcie zdjęcia. Nie wiem, czy był to produkt testowany na zwierzętach ale może ten obraz da Wam do myślenia. Tak się może kończyć testowanie na ludziach. Te dzieci też niczemu nie są winne, tak samo jak zwierzęta. Gdyby wprowadzono testowanie na ludziach, to dotknęłoby to kraje 3 świata. Wiadomo, że idealnym rozwiązaniem byłoby gdyby nie testowano na zwierzętach. Miejmy nadzieję, że w przyszłości znajdzie się rozwiązanie, aby dłużej nie testować na zwierzętach.
      Póki co możemy pomagać zwierzętom, które są maltretowane w ramach zabawy a nie w myśl nauki.

      Usuń
    12. podałaś "śmieszny" przykład przeczący Twojej tezie, bo Talidomid był testowany na świnkach morskich przez wiele lat i nie było żadnych reakcji nie pożądanych, wiec wprowadzono go do leczenie ludzi. Okazało się ze jednak na ludziach nie działa tak samo. Wiec jest to dobry przykład jak czasem bezsensowne jest testowanie na zwierzętach, bo ludzie różnią się od innych gatunków zwierząt i często testy na zwierzętach nie są adekwatne do ludzi. Wystarczy poczytać podstawy toksykologi i już wiesz ze taka sama dawka przykładowej trucizny nie zabije małego szczura a powali 80kilowego mężczyznę
      .

      Usuń
    13. Jak ktos czegoś chce to niech tak na sobie mądry przetestuje i tyle!!! Najlepiej cudzym ciałem swoje uszlachetniac co nie?...

      Usuń
  5. Bardzo się cieszę, że pojawił się w sieci tak rzeczowo napisany artykuł na temat testów na zwierzętach. Zmęczyły mnie już wszystkie te plujące jadem osoby, które nie są dość dojrzałe, by oddzielić emocje od problemu. Lubię zwierzęta i nie uważam, żeby testowanie na nich czegokolwiek było optymalnym rozwiązaniem. Ale dopóki naukowcy nie wpadną na coś lepszego, to wolę, aby środki chemiczne były testowane na króliku czy szczurze, a nie od razu na człowieku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja bym zdecydowanie wolała aby środki chemiczne zostaly przetestowane na tobie nim wejda w obieg:)

      Usuń
    2. Ja bym wolała aby srodki chemiczne nim trafia do obiegu zostały przetestowne na tobie

      Usuń
  6. Tylko, że na uniwerkach zwierzęta są martwe albo chore. Martwe leżą po kilkanaście lat w basenie z formaliną i zostały przywiezione jako martwe (przez chorobę, potrącenie itp.). Tak samo skóry i kości są z nich zdejmowane i preparowane zanim trafią do baseników i studentów ze skalpelami. Jeśli chodzi o chore zwierzęta to są one nieuleczalne chore i skraca się ich cierpienia (zastrzykiem).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nietylko, często korzysta się ze zdrowych zwierząt.

      Usuń
    2. Wzruszyła mnie ta historia, ale na biologii na UJ jeszcze kilka lat temu pewne zajęcia (genetyka?) opierały się na kontrolowanym rozmnażaniu myszy, a potem uśmiercaniu ich. Mojej znajomej pozwolono zabrać do domu mysz, którą sobie wyhodowała, ale reszta miotu poszła do dalszej uniwersyteckiej hodowli.
      Nie mówiąc już co się dzieje na neurobiologii, gdzie na pierwszych zajęciach na dobry początek preparuje się chrząszcze.

      Usuń
    3. Myślę, że studenci biologii, którzy zoologię bezkręgowców mają przez dwa semestry, a nie jeden jak neuro też to robią :) zapewne mając więcej czasu robią więcej ćwiczeń.
      O ile dobrze pamiętam, na pierwszych zajęciach to była raczej jakaś larwa, w której jelicie szukaliśmy pasożyta - chyba.

      Usuń
    4. Oczywiście że się "używa" zdrowych zwierząt. Przykładowo jak studenci weterynarii mieliby się uczyć o tkankach i narządach skoro non stop dostawaliby materiał chory lub uszkodzony ? Albo stosowanie tych samych preparatów przez kilkanaście lat. Niekiedy narząd nie "przeżywa" jednych zajęć a co do tego miałby służyć przez kilkanaście lat. Trochę logiki

      Usuń
  7. Tak się zastanawiam, czy nie powinno być testy IN VIVO zamiast IN VITRO? Nie jestem ekspertem ani nic. Pytam z ciekawości bo jak czytam na opakowaniach kosmetyków, czy ulotkach to piszą właśnie o testach in vivo. Choćby kosmetyki z Ziaji Med i Pharmaceris mają takie badania.
    Ale w sumie mogą przeprowadzać i jedne, i drugie :P
    Może ktoś kto się lepiej orientuje wie jak to jest z tymi testami?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "In vitro" - 'w szkle', czyli badanie przeprowadzone na próbce tkanki w próbówce albo na szalce; opisuje bardziej okrojone reakcje, bo tylko lokalne reakcje tkanki, nie okolic czy organizmu.
      "in vivo" - 'na żywym' - czyli badanie zostało przeprowadzone na kimś, na kim można było obserwować bardziej uogólnione efekty.

      Usuń
  8. bardzo fajnie, że zgłębiłaś ten temat. na pewno wiele osób w ogóle się nad tym nie zastanawia. po prostu kupując kosmetyk ze znakiem cruelty free mamy poczucie, że zrobiliśmy coś dobrego w sprawie zwierząt, co nie do końca musi być prawdą.

    OdpowiedzUsuń
  9. Bardzo się cieszę, że poruszyłaś temat, który również mi jest dość bliski. Mam często wrażenie, że im bardziej się wgłębiamy w tematy takie jak pochodzenie kosmetyków, żywności czy zdrowy tryb życia można wręcz popaść w paranoję bo nagle wszystko jest złe, zewsząd bombardują nas często sprzeczne informacje i jak tu się w tym wszystkim odnaleźć ;)

    Fakt, jestem całym sercem przeciwna okrucieństwu wobec zwierząt i zawsze staram się wybierać produkty "bezpieczne" ale też nie jestem zwolennikiem siania powszechnej paniki, a raczej zwiększania powszechnej świadomości. Mam nadzieję, że zdecydowany sprzeciw większej części społeczeństwa dałby skutek. Może petycjami i nagłośnieniem w mediach udałoby się wpływać też na uniwersytety i ośrodki naukowe? Tego nie wiem, na razie będę starała się działać lokalnie.

    Inna sprawa, że najczęściej te super nowoczesne składniki kosmetyczne i tak są naszej skórze na guzik potrzebne ;) Dla samego siebie i środowiska lepiej wyjdzie gdy zastanowimy się czy to co nakładamy na ciało to aby na pewno konieczność czy tylko skuteczny merketing. Dla przykładu z trądzikiem i AZS można sobie poradzić dietą (serio, znam takie osoby ;)), malować można minerałami.. Prościej, taniej i zdrowiej. Tymczasem wszędzie słyszymy, że aby dobrze wyglądać przecież MUSIMY kupić ten nowy super krem z innowacyjnym, opatentowanym składnikiem... We wszystkim trzeba zachować zdrowy umiar i przede wszystkim dowiedzieć się więcej zanim rzucimy się na kolejną ideę podrzucaną nam czy to w mediach czy na blogach.
    N.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się z tą wypowiedzią. Oprócz tego uważam, że nie trzeba jednak rezygnować bojkotowania firm, które testują składniki, formuły, gotowe produkty lub zlecają takie testy. Warto wprowadzać nowe standardy.

      Co do lekarstw nie mam złudzeń, ale jest mi przykro, że tysiące lat rozwoju pomogły nam opracować technologie, jak wykończyć się na milion i jeden sposobów, ale już nie metody humanitarnych testów. Okazuje się, że łatwiej rozwalić niż stworzyć.

      Usuń
    2. Nie masz ani trądziku, ani AZS prawda? Przeraża mnie czasem taka ignorancja.

      Usuń
    3. Więc niech Cię przeraża własna, bo ignorancja to między innymi zamknięcie się na jakiekolwiek inne sposoby rozwiązania danego problemu ;) To, że ktoś Ci kiedyś powiedział, że trądzik i AZS da się wyleczyć tylko kremami od dermatologa, nie znaczy że to jedyna słuszna metoda.
      I tak, mam a raczej miałam trądzik, dość poważny. Osoby, które miały AZS również, o czym pisałam. Na szczęście przy obecnym trybie życia żadna z nas nie ma już tych problemów.
      N.

      Usuń
  10. Na terenie Europy testowanie kosmetyków na zwierzętach jest zabronione od 11 marca 2013.
    Azja może dojdzie do tego za jakieś 30 lat.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na terenie UE, a nie Europy ;) I tak koncerny obejdą tej zakaz. A poza tym, kosmetyki nietestowane na zwierzętach często zawierają składniki odzwierzęce :(

      Usuń
  11. Cukrze, nie "rządny", tylko "żądny". Proszę, sprawdzaj swoje teksty przed zamieszczeniem - wiele osób Cię czyta i powinnaś bardziej dbać o poprawność języka :/. Podobnie masz problem z "nie" - razem czy osobno. Poświęć trochę czasu na odświeżenie zasad polskiej pisowni i interpunkcji, bo lubię bardzo Twojego bloga, ale bardzo mnie irytuje niechlujność językowa. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czepiaj sie szczegółów... naprawdę. Może była to zwykła literówka. A jak Cie irytuję to zawsze możesz wyjść stąd. Tu ludzie przychodzą w innych celach.

      Usuń
    2. 1.Z tego co kojarze Cukier ma dyslekcje.
      2.Mysle, ze zwrocenie uwagi na blad/bledy do poprawienia byloby wystarczajace bez dodatkowych kometarzy.
      3. Jestesmy tylko ludzmi a nie cyborgami ;)

      Usuń
    3. Czym innym jest niechlujnosc, czym innym jest dysleksja. Podejrzewam, ze Cukier spedzila wiecej czasu szlifujac 'zasady polskiej pisowni' niz ja i Ty razem wziete. Swoja droga to mnie irytuje brak zrozumienia dla innych ludzi :| Czasem lepiej zastanowic sie 3 razy nad skrytykowaniem drugiego czlowieka - zwyczajnie nie wiemy przez co dana osoba przechodzi.

      Usuń
    4. O to, to! Popieram w stu procentach. :)
      M.

      Usuń
    5. Krysia ma rysia27 kwietnia 2014 03:55

      "Czasem lepiej zastanowic sie 3 razy nad skrytykowaniem drugiego czlowieka" - a gdzie Wy tu widzicie krytykę ze strony osoby, która POPROSIŁA o sprawdzanie tekstów przez AC? Rozumiem, że niektórzy fani zawsze będą ślepymi fanatykami danej osoby, ale na litość boską, nie popadajmy w paranoję. To była kulturalna prośba, a nie hejt. Wyleczcie się z padaki mózgu.

      Usuń
    6. Tak sie sklada, ze Cukier jest dyslektykiem i mimo tego robi co w jej mocy zeby pisac poprawnie. Popieram poprawianie jej bledow ale po co zaraz zarzucac niechlujnosc?

      Usuń
    7. Krysia ma rysia - krytyka to negatywna ocena. Przyznam, ze Twoj komentarz wywolal usmiech na mojej twarzy (po poczatkowym wtf) - w koncu cala dyskusja dotyczy poprawnosci uzycia j. polskiego. Teraz uzbrojona w nowa wiedze mozesz sobie przetlumaczyc moj komentarz jako 'czasem lepiej zastanowic sie 3 razy nad negatywna ocena drugiego czlowieka'.

      Usuń
    8. Jeśli chodzi o dysleksję to nawet Word (czy darmowy OpenOffice) ma opcje sprawdzania błędów. Nawet przeglądarki to mają :)
      Moim zdaniem osobie, która jest już sławna w internecie, nie wypada robić błędów - które jak wcześniej napisałam łatwo wykryć

      Usuń
    9. Mój Word kompletnie nie zwraca uwagi na błędy mimo, że mam włączoną opcję Autokorekty.

      Usuń
    10. Dokładnie, zawsze są dwie strony medalu. Jednym word lub jakikolwiek inny dokument tekstowy, tudzież właśnie przeglądarka internetowa, poprawia błędy, a innym nie- i nieważne czy to jednorazowo (awaria, błąd programu, źle dobrane ustawienia) czy cały czas (jeśli chodzi o słówko "rządny" i "żądny", to obie wersje są poprawne, z tymże każde ma inne znaczenie i zastosowanie; także ani word ani blog nie podkreśli tego wyrazu czerwonym szlaczkiem). Ale oczywiście los jednego człowieka i to jakie przypadki po nim chodzą, drugiego raczej nie interesują..

      Czy ktoś ma dysleksję czy też nie, nawet najbardziej ostrożnej osobie w popełnianiu pomyłek językowych zdarzyć się może wpadka. Czy nikomu nie przytrafiło się po napisaniu jakiegoś dłuższego tekstu, mimo ponownego przeczytania kilka razy, nieznalezienie błędu? Skupienie się nad treścią merytoryczna tego posta sprawił, że nawet nie rzucił mi się w oczy żaden błąd. Nawet teraz nie chce mi się go szukać.

      Także ja również nie rozumiem takiego mniej lub bardziej niekulturalnego zwracania uwagi. Bo ten komentarz według mnie nie jest miły. Owszem, na początku użyto słowa "proszę", ale później już rozkaz "poświęć" oraz wyrażenie, które odbiera się bardzo jednoznacznie- niechlujnie językowo napisany tekst. Dlaczego niektórym jest tak ciężko naturalnie zwrócić uwagę, tak, żeby osoba nie poczuła się głupia, znieważona, itp. Wiele osób, takiego rodzaju krytyka po prostu demotywuje i niekoniecznie uczy. Tym bardziej, że przypadek Cukru, to czynność namiętnie powtarzającą się. Rozumiem, jakby szastała w swoich postach na lewo i prawo masą błędów i niczego nie poprawiała. Tak jednak nie jest, a ten komentarz to po prostu zwykłe czepialstwo. To tak jakby teraz się doczepić właściciela tego komentarza powtórzenia słowa "bardzo" w jednym zdaniu. Dla mnie to po prostu niedopatrzenie, a nie niechlujstwo językowe. Jednak idąc za myśleniem tej osoby, powinno się ją teraz złapać za to słówko i powiedzieć to i owo, i żądać poprawy.

      Pozdrawiam i życzę Wam wszystkim więcej szacunku do drugiego człowieka, nieważne w jakiej kwestii, i nieważne jak bardzo z czymś się nie zgadzacie.

      Usuń
    11. Zwracać uwagę na błędy - jak najbardziej. Tylko dlaczego w miejscu publicznym? Lepiej wysłać prywatną wiadomość i kulturalnie zwrócić uwagę.

      Usuń
  12. Testy na zwierzętach są obecnie obstawione szeregiem regulacji!
    Wszyscy mają przed oczami obrazy króliczków z wypływającymi oczami - tego typu rzeczy to przeszłość!
    W przypadku składników kosmetycznych to jest głównie badanie reakcji na podrażnionej skórze (dla lepszej penetracji) i na śluzówkach.
    Wybieranie kosmetyków o nieodkrywczym składzie wcale nie oznacza, że jego składniki nie były testowane. Przeciwnie, składniki uznawane za najbezpieczniejsze, jak wazelina, parafina, lanolina, oleje roślinne, mocznik i podobne mogą być za takie uznawane WŁAŚNIE dlatego, że zostały bardzo gruntownie przebadane (nie tylko na ludziach). Jest to tym istotniejsze, że te proste, przebadane składniki często służą później do tworzenia baz dermatologicznych (typu Lekobaza) do receptur aptecznych dla ludzi z różnymi schorzeniami skórnymi, dlatego wymogi im stawiane są bardzo wysokie.
    Nie bardzo wyobrażam sobie też przeprowadzanie pewnych testów na ochotnikach: o ile badanie pod kątem alergii czy podrażnień nie wzbudza szczególnych kontrowersji, o tyle zastanawiam się kto zgodziłby się (za pieniądze!) na udział w badaniu mającym określić jaka dawka substancji X powoduje raka u 50% badanych. Albo zaburza system endokrynny/immunologiczny. Ktoś z czytelników jest chętny?
    A przecież wiemy, że wiele dopuszczonych nawet obecnie do użycia substancji ma takie działanie w odpowiedniej dawce.
    Wiemy to z badań.
    Mimo wszystko oczywiście wolałabym, żeby opatentowywanie nowych rozwiązań służących jedynie próżności odbywało się bez cierpienia nawet jednego szczura.
    Ale z wiązania rąk uczelniom nie wyniknie nic dobrego. Nie ma postępu wiedzy całkowicie bez udziału zwierząt - niestety.
    Aby móc przeprowadzić jakikolwiek eksperyment z udziałem zwierząt zespół badawczy musi przedłożyć dokładny plan komisji etycznej.
    Eksperyment może odbyć się TYLKO wtedy, gdy potencjalne korzyści w postaci nowo nabytych informacji są w stanie przedstawiać wyższą wartość niż potencjalne cierpienie użytych zwierząt.
    Liczba zwierząt też jest precyzyjnie dobierana - komisja nigdy nie przepuści eksperymentu, który obejmowałby niepotrzebnie dużą ich liczbę; nie przejdzie też taki, który obejmowałby zbyt mało sztuk - wtedy badanie nie byłoby wystarczająco wiarygodne i zwierzęta cierpiałyby bezużytecznie.
    A co z przypadkami substancji, którymi bezrefleksyjnie sobie handlowano, a dopiero po testach okazały się niebezpieczne i zostały wycofane?
    Najlepiej w miarę możliwości korzystać z już dostępnych badań i wyciągać wnioski metodą metaanalizy - w erze internetowych baz danych jest to banał - ale trzeba przyznać, że patrząc historycznie bardzo wiele zawdzięczamy zwierzętom.

    Myślę, że temat badań (przynajmniej w 'zachodnim świecie') jest naprawdę szczegółowo uregulowany, wszystko dąży do złotego środka. ZNACZNIE gorzej sprawa się ma z hodowlami, ubojniami, transportem i z całą tą krwawą działką. I tu NAPRAWDĘ można bez najmniejszego wysiłku i szkody dla nikogo bardzo wiele zmienić (jedyna ewentualna szkoda to podwyżka cen produktów odzwierzęcych - so what?!). Wysiłki wkładane w ochronę zwierząt powinny moim zdaniem kierować się przede wszystkim w tę stronę. Inaczej dochodzimy do takich absurdów, że niedługo w komisji etycznej na UJ (tej decydującej o przebiegu eksperymentów) będą zasiadać sami 'humaniści' (określenie doktora, od którego dostałam ten przeciek) + jeden biolog, zamiast jak do tej pory biolodzy + etycy i blokowane będzie co drugie przedsięwzięcie, gdy tymczasem rzucanie zwierzętami, tragiczne warunki hodowli i okrutne mordowanie w ubojniach są na porządku dziennym.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Popieram!

      Usuń
    2. Bardzo mądra wypowiedź :)

      Usuń
    3. A ja się nie zgodzę. "Wszyscy mają przed oczami obrazy króliczków z wypływającymi oczami - tego typu rzeczy to przeszłość!" jest kompletną bzdurą. Już nie chodzi o samo testowanie na zwierzętach, ale o ogół okrucieństwa i tortur, jakie tym zwierzętom są zadawane. Polecam pooglądać filmy z ukrytych kamer. "Badacze" przytrzaskują kotom łapy, w tle słychać "I will kick the f*** out of the motherf***", a te testy głównie opierają się na umieszczaniu substancji w oczach i jest to tzw. test Dreize'a, gdzie bardzo często dochodzi do martwicy komórek i zwierzę staje się "bezużyteczne". W samych Stanach na stołach w wyniku wiwisekcji umiera do 100 milionów zwierząt rocznie, a spis zwierząt, które są najczęściej używane w testach, tj. szczury, myszy i ptaki, jest najmniej uregulowany, co jest potwierdzone przez statystyki, które można znaleźć w każdej dobrej książce z bioetyki, oczywiście oparte na prawdziwych informacjach. Odnośnie ostatniego fragmentu wypowiedzi się zgodzę, jeśli chodzi o spożywanie mięsa, które jest kompletnie niepotrzebne (wymądrzający się lekarze uważający inaczej mogą zostać spisani na listę "starej daty") w diecie, to ludzie stanowczo spożywają go w nadmiarze. Co bardzo mnie przeraża to to, że tak jak wszystkie ceny produktów poszły w górę, tak mięso pozostaje ciągle w tej samej puli cenowej, co może oznaczać tylko tak uprzemysłowioną hodowlę, że można to opisać jako katastrofę i jeden wielki szczep okrucieństwa i wyzucia z jakiegokolwiek współczucia.
      Plus odnośnie "Nie ma postępu wiedzy całkowicie bez udziału zwierząt - niestety." - teraz, kiedy medycyna i ogółem nauka tak bardzo pchnęła do przodu, kiedy wyhodowaliśmy różne modele tkanek, komórek, laboratoryjne mięso, jak najbardziej jesteśmy w stanie zastąpić wiwisekcję metodą posługiwania się tkankami owszem, pobranymi od zwierząt, ale poddanym podziałom w laboratoriach, bez zbędnego okrucieństwa. Niemniej jednak gratuluję wiedzy - niestety niewiele osób jest na tyle świadomych i chętnych, by się tym zainteresować. Według mnie egoizm i ignorancja pierwsza klasa. ~ N.

      Usuń
  13. Wspomniany problem The Body Shop i analogiczny Original Source jest często poruszany i każda lista jaką widziałam zaznacza, że firma nietestuje ale należy do testującego koncernu i to nasza decyzja, komu damy kasę.
    Problemy testów w ośrodkach naukowych i testów już kiedyś przez kogoś innego wykonanych większość osób ze "społeczności" zainteresowanej tematem pomija, nie dlatego, że nikog te zwierzęta nie interesują, ale dlatego, że są nieuniknione.
    Moim zdaniem jedynym rozwiązaniem jest kupowanie produktów firm, które same nie testują na zwierzętach i które wymagają tego od dostawców. Wg mnie jest to rozsądne podejście, pozostaje naprawdę dużo firm do wyboru.

    OdpowiedzUsuń
  14. Bardzo dobry post! Jak zwykle przemyślana, wyważona opinia, a nie emocjonalne zakrzykiwanie, jak to miewają w zwyczaju obrońcy różnych stanowisk.

    Chciałam tylko zwrócić uwagę na jedną rzecz. Uniwersytety potrzebują testów na zwierzętach nie tylko do składników kosmetycznych. Pewne eksperymenty medyczne powtarza się latami, zmieniając je bardzo nieznacznie i przy okazji zabijając setki szczurów czy myszy. To nie są rzeczy robione tylko dla grantu czy stopnia - naukowcy często szukają bardzo konkretnych rozwiązań, tylko są takie dziedziny, w których to nie przychodzi łatwo.

    Wiem, że Cukier nie ma tego na myśli, ale jeśli ktoś nie ma doświadczenia, to może sobie nadmiernie zgeneralizować. Uczelnie potrzebują zwierząt laboratoryjnych i ostatnimi czasy są naprawdę gruntownie sprawdzane. Za każdym razem kiedy zespoły badawcze zgłaszają taką potrzebę muszą przedstawiać badania komisji etycznej, która rozpatruje za i przeciw i wydaje decyzję. Poza tym są ścisłe normy dotyczące warunków bytowania - np. szczury muszą nie tylko mieć odpowiednie klatki czy jedzenie, ale też muszą mieć zabawki i opiekuna, który będzie się z nimi bawił (nie żartuję!).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aha i Ty w wierzysz w ich bajkowe warunki i że na bank mają tak tam dobrze, że ktoś ma jeszcze czas się z nimi bawić. Litości.

      Usuń
    2. To czy ktoś się z nimi bawi, czy nie to zależy od badania, ale warunki muszą mieć dobre, żeby wykluczyć interferencje innych czynników na przebieg badania. Warunki bytowania są bardzo ważne dla uzyskania wiarygodnych wyników, dlatego zwierzęta laboratoryjne mają bardzo wystandaryzowane warunki.

      Usuń
    3. nie trzeba w to wierzyć, wystarczy być na takim uniwersytecie. brałam udział w eksperymencie na myszach i naprawdę nic złego im się nie działo.

      Usuń
    4. A jest pani świadoma, co się z tymi myszami później stało? Bo po badaniach zwykle określa się je jako bezużyteczne. I wciąż istnieje coś takiego jak "sekcja zwłok". Niestety, na żywych zwierzętach.

      Usuń
    5. oczywiście, że jestem. i nic takiego nie miało miejsca. poza tym od czegoś są komisje bioetyczne, które nie wydadzą zgody na bezsensowne badania.

      Usuń
    6. Nie bardzo wiem, jak zwłoki mogą być żywe.
      Poza tym zwierzęta, którym po eksperymencie nie trzeba przeprowadzać sekcji zwłok (bo badanie dotyczyło np. wyłącznie regeneracji naskórka pod wpływem substancji o już udowodnionym braku wpływu na narządy wewnętrzne, a pod lupę bierze się w tym wypadku dawkę albo czas albo dodatkowo dietę) (albo np. cała masa eksperymentów związanych z nauką, pamięcią, psychologiczne) są najczęściej oddawane. W każdym mieście uniwersyteckim są fundacje, które mają umowy z uczelniami, odbierają zwierzęta po eksperymentach i znajdują im nowe domy wśród wolontariuszy.
      Jeśli ktoś jest zainteresowany, to mogę podać namiary na takie fundacje w Krakowie :)

      Usuń
    7. Liości!!! maja bardzo dobre warunki bytowe, ale napiasz że urodziły się po to, by przeprowadzac na nich testy a ostatecznie żeby dla tych testów umrzec. I ty piszesz jeszcze o zabawie i opiekunie. śmiech na sali

      Usuń
  15. Bardzo cenny i ciekawy tekst.

    OdpowiedzUsuń
  16. Firmy kosmetyczne i ich testy na zwierzętach to niewielki procent całego bajzla - wojsko testuje na zwierzętach broń no i najwięcej na tym poletku działa medycyna. To, że nie kupię błyszczyka loreala guzik da. Moim osobistym zdaniem najwięcej dla zwierząt robią weganie, którzy nie tylko kupują wegańskie kosmetyki (bez odzwierzęcych składników np mleko), ale również nie kupią skórzanego paska do spodni.
    Firmy farmaceutyczne to giganty i świetnie prosperujące biznesy. Zauważcie, że co druga reklama w polskiej tv to jakaś tabletka. To wszystko na pewno było przetestowane na zwierzętach. Kiedyś, dziś. Na pewno było. No ale jak odnaleźć lek na hiv, jeśli testowanie byłoby całkiem zabronione? Trochę o tym było w tym nowym filmie oscarowym z Jaredem Leto (weganinem).
    Świetny post tak swoją drogą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli chodzi o te reklamy leków to tylko polski rynek tak wygląda. Zrobiliśmy się jakimś dziwnym zagłębiem "para medycznym" (bo w większości to nie są leki tylko wyroby medyczne), ale wystarczy włączyć tv gdzieś w Wielkiej Brytanii i tam reklam leków już prawie nie uświadczysz a na pewno nie w takiej częstotliwości. U nas po prostu to jest jakaś taka chora moda na faszerowanie się suplementami. To tak zupełnie na marginesie.

      Usuń
    2. Osobiście wypowiem się jako wegetarian - w żaden sposób nie atakuję twojej wypowiedzi, mówię tylko, że da się zminimalizować okrucieństwo nawet nie będąc w pełni weganinem. Nie jem mięsa (ryby to też mięso, a o tym ludzie bardzo często zapominają), kupuję kosmetyki, które są oficjalnie wpisane na liście PETA (komuś trzeba wierzyć), tj. Tarte (vegan), NYX, e.l.f, smashbox... Owszem, jem sery, ale te bez podpuszczki lub te z mikrobiologiczną. Mleka praktycznie nie piję (picie mleka przez mojego bardzo dobrego lekarza uważane jest za "patologię". Mleko jest dla osesków, nie dla wyrośniętych ludzi :)), a jak już, to sojowe lub te z lokalnej farmy, z której także pochodzą jajka i są to produkty bardzo zaufanej starszej pani, która przyjaźni się z moją mamą. Do skóry, futer mam taki awers, że jak tylko widzę taki produkt w sklepie, to natychmiast wychodzę i to w sposób ostentacyjny (no cóż). Staram się także odwieść innych od kupowania materiałów pochodzenia zwierzęcego. Jestem również odpowiedzialna za projekt "przemoc wobec zwierząt" w szkole (da się również w wieku 18 lat), gdzie pokazuję okrucieństwo, które zostało sfilmowane, sfotografowane i dotyczy do wszelkich możliwych zagadnień, nawet tych, o których nikt nie ma pojęcia (polecam zabranie się za "animal crush" - tu się rodzi moja skrajna nietolerancja do osób z takim fetyszem).
      Nie staram się w żaden sposób wychwalić swojej osoby, ale mówię, że się da zminimalizować okrucieństwo, da się również uświadamiać ludzi i zwracać uwagę na problem nie tylko przez pakowanie się do foliowego pudełka i udawanie mięsa :)
      Odnośnie firm farmaceutycznych. Kto by się spodziewał, że chociażby taki Nurofen i Strepsils zlecili testy? :) ~N.

      Usuń
  17. W obecnych czasach mamy tak daleko posuniętą medycynę, że spokojnie większość testów można byłoby robić na hodowlach komórkowych a nie na zwierzętach. Co może zrobić biedny konsument? Dobrze, że wspomniałaś o tych kosmetykach z prostymi składami.

    Jednak dobrze, że PETA nagłaśnia sprawę testów. Problem okrucieństwa istnieje w tym temacie i ludzie są często tego absolutnie nie świadomi.
    Ostatnio jedna moja koleżanka, notabene studentka uniwersytetu medycznego stwierdziła, że ona nie ma nic przeciwko testom na zwierzakach. Zapytałam, czy wlałaby swojemu psu kosmetyk do oczu? Zdziwiona nie wiedziała, o co chodzi...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie chodziło dziewczynie o testowanie leków na zwierzętach. Nie wiem jak ty, ale ja nie chciałabym zażywać leków, które nie były wcześniej sprawdzone.

      Usuń
    2. Oraz zwierzęta inaczej reagują. Chloroform służący ludziom za środek przeciwbólowy dla psów jest śmiertelny. Amyl nitrate niebezpiecznie podnosi ciśnienie w oku psa, zaś u człowieka stanowczo je obniża. Nie zapominajmy też o THALIDOMIDE - środku tłumiącym poranne nudności u kobiet w ciąży, całkowicie dopuszczonym do sprzedaży po pomyślnie przebytych testach na zwierzętach. W rezultacie spowodował 100 tysięcy urodzeń kalekich dzieci (deformacja lub zanik kończyn) i około 10 tysięcy poronień. ~N.

      Usuń
    3. Przede wszystkim pragnę sprostować- testy na zwierzętach oznaczają obecnie modele doświadczalne wykorzystujące głównie szczury i myszy laboratoryjne (rzadziej króliki- te z racji większych wymogów hodowlanych są przeznaczane do "wyższych celów" np. testów pirogenności). Do testów zarówno kosmetyków jak i leków starannie dobiera się zwierzęta, dla których wyniki badań można z powodzeniem przełożyć na warunki ludzkie, między innymi dzięki zdobyczom biotechnologii i inżynierii genetycznej uzyskując szczury o metabolzmie niemal identycznym z ludzkim. Jakkolwiek niehumanitarne i nieetyczne wydają nam się wszystkie zabiegi, są one konieczne dla zapewnienia bezpieczeństwa u ludzi- pora się z tym pogodzić. Niestety nie dysponujemy żadnymi zamiennymi metodami, które w pełni pozwoliłyby zastąpić modele zwierzęce. Owszem, wykorzystuje się hodowle komórkowe, jednak znajdują one zastosowanie tylko w wąskiej grupie badań.
      Przytoczony wyżej talidomid jest raczej przykładem źle skonstruowanych badań klinicznych i niewystarczającej wiedzy niż ogólnej niezasadności stosowania modeli zwierzęcych. Dziś wpadki takiego kalibru nam nie grożą, gdyż badania kliniczne są skrupulatnie opracowane i obłożone milionem surowych wymogów formalnych. Tak naprawdę za KAŻDYM składnikiem kosmetyku i leku stoją testy na zwierzętach. Składniki o udowodnionym bezpieczeństwie są później zwalniane z takich testów i producenci mogą je wykorzystywać bez niepotrzebnego dręczenia zwierząt.

      Usuń
    4. "Pewnie chodziło dziewczynie o testowanie leków na zwierzętach. Nie wiem jak ty, ale ja nie chciałabym zażywać leków, które nie były wcześniej sprawdzone".... tak, bo ty czytałas jej w myslach, że akurat to miała na myśli

      Usuń
  18. Z jednej strony testowanie na zwierzętach wydaje się nam okrutne, ale z drugiej - w jaki sposób mam się dowiedzieć, że kosmetyk nie zaszkodzi mojemu zdrowiu? O ile z kolorówki mogę zrezygnować, to nie wyobrażam sobie nakładać na skórę (w dodatku chorując na azs) czegoś, o czym nie wiadomo, jaką wywoła reakcję.

    OdpowiedzUsuń
  19. te wszystkie osoby, które tak się wystrzegają testowania kosmetyków na zwierzętach pewnie zapominają o takich badaniach, jak tylko muszą wziąć jakikolwiek lek.

    OdpowiedzUsuń
  20. Taaak... Pewnie wszystkie osoby, które z takim zacięciem opisują tutaj okrucieństwo uczelni, z uśmiechem poszłyby na operację prowadzoną przez osobę, która o zabiegu na żywym organizmie czytała tylko w książkach. Poza tym te wszystkie firmy testują na zwierzętach swoje produkty, nie ze względu na swoje widzimisię i chęć wywalenia ogromnych pięniędzy na męczarnie zwierząt, tylko po to, żeby za klilka lat nie dowiedzieć się, że cudowny krem na zmarszczki jest koszmarnie kancerogenny, albo powoduje uszkodzenia płodu. Wszystkiego nie da się sprawdzić na hodowlach komórkowych. Ponadto czy wszystkie osoby z taką nienawiścia wypowiadające się o testach na zwierzętach są weganami, nie używają wyrobów pochodzenia zwierzęcego? A jeśli jednak zjadacie biedne zwierzaczki, to czy przynajmniej zadbaliście o to, żeby były z farmy gdzie ich żywot do uboju był godny? Jakie jajka macie w lodówce? Na pewno 1, z wolnego wybiegu? Taka kura z fermy klatkowej to ma dopiero męczarnie. Co za hipokryzja u niektórych...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A kto powiedział ze krem na zmarszczki jest koniecznoscią?
      Po to ma sie męczyc zwierzeta, żeby nie miec zmarszczek dla własnej próznosci czy obecnych trendów?

      Usuń
    2. jestem wegetarianką, nie używam skóry, kosmetyki-minimalizuję, a jeśli już, używam nietestowanych, jajka mam od zaprzyjaźnionego pana z działki, sama widzę, w jakich warunkach żyją jego kury ;) kto powiedział, że chirurg musi (czy nawet powinien) uczyć się na zwierzętach? Przecież ich rozkład tkanek, wygląd tkanek itd. są inne niż u człowieka. A prosektoria po co są? Moim zdaniem zamiast testów na zwierzętach można prowadzić testy na tkankach "hodowanych" laboratoryjnie. Więc hipokryzji mi proszę nie zarzucać ;) Jestem przeciwna testom przeprowadzanym na uniwerkach "dla dobra nauki". I kto wie, ile ważnych leków tracimy, bo nie przeszły testów na zwierzętach? Wiele już zostało opóźnionych, jak chodzi o moment, w którym zaczęto je stosować, właśnie z tych względów. Albo odwrotnie, zostały dopuszczone do sprzedaży, bo w testach na zwierzątkach wszystko było cacy, niegroźne, a potem spowodowały szkody (patrz thalidomid) u ludzi? Akurat dowiedzieć się, że coś jest rakotwórcze, można z hodowli komórek, bo w praktyce to, co u człowieka powoduje nowotwory, nie musi tego robić u innych zwierząt. I kto tu jest okrutny, że przedkłada swoją buźkę bez zmarszczek nad czyjeś życie? Spokojnie można testować na ludziach - dorosłych, poinformowanych, o zarobkach przekraczających jakiś tam próg minimalny (żeby nie było, że zgłaszają się, żeby dzieci wykarmić), za godziwą opłatą i pod stałą kontrolą medyczną, na środkach przeciwbólowych (w praktyce z reguły nie używa się ich, żeby koszty nie były zbyt duże albo używa się w zbyt małej ilości). Wbrew pozorom chętnych na coś takiego, w zamian za ewentualne zostanie sławnym (być wymienianym w telewizji i publikacjach naukowych, a może nawet podręcznikach- fajnie, nie?), przyczynienie się do rozwoju nauki id.itp., byłoby wielu (ostatecznie są nawet ludzie, którzy godzą się do końca życia mieszkać na Księżycu).

      Usuń
  21. Świetny post... ale mimo to nadal nie ufam firmom takim jak L'oreal... nie wiem mam taką intuicję po prostu, że mydlą oczka ohoho a i tak mają to gdzieś. Ważny jest zysk i koniec. Dobija mnie to, ale to właśnie my mamy możliwość kupna danego produktu a nie innego. Głupie to stwierdzenie " ah nawet woda destylowana była testowana na zwierzętach to po co w ogóle zawracać sobie głowę " ale nie pamięta się o tym, że jest o okrutne i wbrew woli tych zwierząt. Powinno być tak, żeby zmienić zasady na rynku chińskim by nie testować na zwierzętach a żeby zaczęli na ochotnikach lub wyhodowanych próbkach skóry.
    Nie wiem już... dziwne to wszystko.

    OdpowiedzUsuń
  22. Nie bardzo rozumiem dlaczego mamy nie chcieć używać kosmetyków testowanych na zwierzętach, skoro one JUŻ ZOSTAŁY przetestowane i to czy kupisz dany krem czy nie, nie sprawi, że zwierzęta mniej ucierpią.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To proste. Żeby nie wspierać kolejnych cierpień zwierząt i nie dawać im w kieszeń, bo jak nie patrzeć to kupując ten nic nie znaczący krem poniekąt przyczyniamy się do tych rzeczy. :I

      Usuń
    2. Popyt rodzi podaż.

      Usuń
  23. Bardzo ładny głos rozsądku, do momentu poruszenia tematu Uniwersytetów. Podejście "oni zamęczają zwierzaki żeby sobie jakiś tytuł zdobyć" jest z lekka nieprzemyślane. Studia i badania to nie jest "męczę bo mi się chce". Tam się ludzie uczą, żeby potem nikomu krzywdy nie zrobić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. taaa,jasne.

      Usuń
    2. Bardzo inteligentna i błyskotliwa odpowiedź.

      Usuń
    3. Niby jak się uczą? Na podstawie wiwisekcji? Proszę cię.

      Usuń
    4. Doczytaj najpierw, co to jest wiwisekcja. A jak Cię tak boli los zwierząt, to idź zamiast nich, niech na Tobie testują. Albo korzystaj z nietestowanych w ogóle na niczym, i nie stękaj że coś źle zadziałało.

      Usuń
    5. Człowiek jest zwierzeciem, ktore nie powinno sie w ogole urodzic. Nie było by na swiecie tyle niepotrzebnego cierpienia, a swiat by sobie bez nas poradził

      Usuń
  24. Na TUM w Monachium jest cały dział badawczy (kosmetyki i ich odzziaływanie na skórę)

    OdpowiedzUsuń
  25. Co do przypadku trzeciego... studiuje fizyke medyczna na Uniwersytecie i coz, testy na zwierzetach sa obecne. Ostatnio na labolatoriach chcieli bysmy testowali badanie na myszach, badanie o ktorym wiadomo duzo i nie potrzeba badan, zwlaszcza studentow! Odmowilismy pomiarow na organizmie zywym tylko dla zabawy. Mysle, ze powinny byc jakies regulacje dotyczace wykorzystania zwierzat do badan uniwerysteckich, bo to smutne, ze kazdy robi co chce.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ta wypowiedz potwierdza jak badania na uniwersytetach są takie cacy i potrzebne...hipokryzja

      Usuń
  26. Bardzo Ci dziękuję za tak rzeczowe poruszenie tematu i za przedstawienie faktów dotyczących świata naukowego, który jest odpowiedzialny za te straszne testy na zwierzętach. Temat dla mnie osobiście bardzo ważny, a kryterium testowania na zwierzętach jest kryterium nr 1 dla mnie przy wyborze kosmetyku.

    OdpowiedzUsuń
  27. w końcu jak to jest z firmami, które testowały, min Unilever, Palmolive, itp, czy w koncu zaprzestali, czy nie?

    OdpowiedzUsuń
  28. mam pytanie o firmy Bioderma, Uriage, auriga, Pharmaceris, lierac, czy testuja czy nie, bo nie moge znalezc jednoznaczenj listy

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Komentarze pisane w celach promocji własnego bloga lub innych stron nie będą publikowane. Linki do relewantnych wpisów na blogach czy innych stronach są mile widziane. ale linki nie związane z tematem lub komentarze zawierające dopisany link do bloga nie będą publikowane.