Hello Tokio - dni IV i V

W tym tygodniu blog został odrobinę zaniedbany, głównie dlatego, że jedyną garstkę wolnego czasu poświęciłam na reaktywację Azjatyckiego Bazaru - tym razem ze stałą ofertą i produktami, które mam nadzieję się Wam spodobają :). Oczywiście, mam zamiar dołożyć kilka innych, ale w późniejszym czasie.



Teraz czas na powrót do relacji z Tokio. Nasz 4 dzień wypadał w sobotę i postanowiliśmy przeznaczyć go na zwiedzanie kilku dzielnic. Na pierwszy ogień poszła dzielnica Roppongi - to co nas zmotywowało do obrania tego kierunku, to zachęcające opisy w przewodniku, sugerujące, że to dzielnica uroczych knajpek, sklepików, jak i bogato wyposażonych supermarketów. Za cel postawiliśmy sobie przywiezienie z Japonii ich osławionych słodyczy (zwłaszcza wielosmakowych Kit-Katów!), ale w małych sklepikach w dzielnicach centrowych wybór był mało zadowalający.




Roppongi rzeczywiście okazało się bardziej swojską dzielnicą, z niską zabudową i przyjaznym klimatem, ale było to dla mnie bardzo smutne doświadczenie. Nie zrozumcie mnie tutaj źle - piszę głównie z perspektywy osoby, która mieszka w multikulturowym i multirasowym kraju. Nigdzie, tak jak w Roppongi, nie widziałam tak rażącej separacji ludzi białych od Japończyków. W Roppongi widzieliśmy duże grupy ludzi białych, siedzących w grupach w swoich włoskich kafejkach, kupujących importowane z Europy autentyczne produkty oraz mijających ich jakby całkowicie innym tunelem Japończyków.

Zrobiło to na mnie negatywne wrażenie z kilku powodów. Po pierwsze, każda biała osoba, po której było widać, że jest lokalna, strasznie zadzierała nosa na innych białych turystów :P Nie będę się tu wdawać w szczegóły, ale tak negatywnej energii nie widziałam w żadnym innym kraju. Po drugie, nie rozumiem, po co wyjeżdżać do Japonii, aby potem siedzieć w kulturowej enklawie ludzi białych. Po trzecie, w Singapurze jakoś zawsze dąży się do wymieszania kulturowego i jest to źródłem ogromnej radości i ciekawych doświadczeń oraz kontaktów - widząc stopień separacji w Tokio, był on dla mnie po prostu nie do zniesienia.

W tamtym momencie bardzo uderzyła mnie refleksja, że podczas całej naszej wycieczki nie przypominam sobie, abym widziała parę lub grupę mieszaną - zawsze albo widzi się obcokrajowców, albo Japończyków - na ulicach, w barach, w restauracjach.  Nie wiem, czy nam się po prostu tak trafiło, czy to standard. Hmm....

Po krótkiej sesji "szwędactwa" udaliśmy się więc dalej. Znaleźliśmy kilka fajnych sklepów, ale półka załadowana Kit-Katami jakoś nam umykała ;).

Dzielnice w centrum miasta okazały się bardzo opustoszałe w weekend. Wiele restauracji, które rozważaliśmy jako kierunek lunchowy, okazały się zamkniętych. Więc znowu zapolowaliśmy na sushi oraz pokręciliśmy się po dzielnicy biznesowej.





Ponieważ nasza pierwsza wizyta w Akihabarze była mało satysfakcjonująca, stwierdziliśmy, że możemy dać jej szansę ponownie. Weekendowy tłum dopisał i dzielnica okazała się dużo żywsza i ciekawsza niż podczas naszej wizyty w środku tygodnia. Na każdym rogu stały dziewczyny przebrane w urocze mundurki, zapraszające do "maido cafe", albo próbujące rozdać ulotki. Na każdym skrawku chodnika siedzieli chłopcy oraz panowie, wymieniający między sobą zdjęcia swoich idolek. Wrażenia bardzo pozytywne! :D Ale takie chodzenie w tłumie nieźle wykańcza, więc potrzebna była przerwa na kawę.





Kolejny przystanek: Shibuya. Tłum też dopisał. Szczerze mówiąc, wyobrażam sobie spędzenie całego popołudnia w Shibui tylko na patrzeniu na ludzi! Fantastyczne stroje i stylizacje, zarówno pań, jak i panów! Tego się nie da opisać, to trzeba zobaczyć. Nie robiłam wielu zdjęć, bo ludzie bardzo dają do zrozumienia, że sobie nie życzą - niektórzy widząc aparat w rękach się odwracają, inni pokazują na migi, aby zdjęć nie robić. W sumie ich rozumiem :).




Z Shibui przeszliśmy się spacerkiem do Harajuku, gdzie skusiłam się na drobne zakupy. Ciuchy mało mnie kusiły, ponieważ za byle bluzkę trzeba było zapłacić z 2,000 jenów (~30 singapurskich dolarów), a idę o zakład, że identyczne można znaleźć w Singapurze za 4 dolary.

Skusiłam się za to na kocie uszka, skarpetki, ocieplacze, prasę oraz dwie pary butów - zapraszam do obejrzenia filmiku z moimi łupami TUTAJ ;). Kupowanie butów określiłabym jako lekko zwariowane doświadczenie - wyobraźcie sobie maleńki sklepik (tak z 3 na 6 metrów ;)), w nim masę, masę dziewczyn, buty wyłożone parami na półkach. Buty bez standardowych rozmiarów! Jedyne co dało się na nich znaleźć to symbole S,M.L xD. Ale modele naprawdę fajne, ceny też nie najgorsze (około 4,000 jenów za parę), więc zwycięsko wyszłam z dwoma parami.



Nasz ostatni dzień w Tokio wypadał w niedzielę. Lot mieliśmy koło godziny 17:00, więc poranek przeznaczyliśmy na zwiedzanie. Niezrażona poprzednimi doświadczeniami z parkami, ruszyliśmy do kolejnego ;), tym razem położonego na wybrzeżu niewielkiego, ale za to bardzo zadbanego parku ("Ogrody Hamarikyū"). Spacer bardzo udany, miejsce urocze.






Potem wszytko potoczyło się błyskawicznie - lunch, powrót do hotelu, jazda pociągiem na lotnisko, ostatnie zakupy na lotnisku (w końcu znaleźliśmy tam Kit-Katy xD) i długi, nużący lot do Singapuru.

Komentarze

  1. jejku, swietne zazdroszcze Ci. Sama bym tam kiedys chciala sie wybrac.
    Obserwuje :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Apropos doświadczeń w Roppongi, nie wiem czy widziałaś na YT dziewczynę o nicku 130382niunia, jest Polką i mieszka w Japonii, robiła filmik o tym jak się tam mieszka i wspominała, że Japończycy nie są zbyt pozytywnie nastawieni do emigrantów i wcale się z tym nie kryją.
    Pozdrowienia, uwielbiam twój blog i kanał!

    OdpowiedzUsuń
  3. wspaniały blog <33 ach, sliczne foty i filmik ** super rzeczy kupiłaś sobie :D serio zazdroszczę ^^

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie wiem czy wiesz, ale masz bardzo uroczą twarz i jesteś ładna ;D Bosko, też bym chciała odwiedzić Japonię w końcu, zaraz po Korei Południowej ;D

    OdpowiedzUsuń
  5. Niestety w Japonii jest tendencja do rozwarstwiania się społeczności na miejscowych i cudzoziemców... Chyba wszyscy stypendyści w Japonii (mam na myśli cudzoziemców uczących się na japońskich uczelniach), których znam, narzekali, że ciężko się zintegrować z Japończykami. Ale czasem jednak się udaje i mieszane grupy też się widuje, mieszane pary też są, chociaż może mało. :) Inna sprawa, że może najlepiej integracja z Japończykami udaje się innym Azjatom, a ich łatwo nie odróżnisz. ;) Może trochę stąd wzięło się Twoje wrażenie rozwarstwienia.
    Strasznie mnie za to zaintrygowałaś tym zadzieraniem nosa cudzoziemców, którzy mieszkają na stałe: czym to się przejawia? :D Mogłabyś napisać coś więcej?
    Pozdrawiam, Laura

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie mogę się napatrzeć na ogórki z krakusa O_o
    tak Ci straaasznie zazdroszczę tej wycieczki <3

    OdpowiedzUsuń
  7. ja bym powiedziala, ze to japonczycy bardzo nie lubia gaijinow i oni sa po prostu strasznie nietolerancyjni

    OdpowiedzUsuń
  8. Takie mocne poczucie przynależności do danej grupy i uważanie sie za lepszych z tym zadzieraniem nosa ;d mam tak w szkole
    A co do podziału etnicznego, no cóż kraj przez wiele lat bytował w zamknięciu na cudzoziemców, troche czasu minie nim "biały" będzie czyms normalnym na ulicy.
    Intryguje mnie troche sprawa edukacji w Japoni. Słyszałam, że to jest okropne ciągłe zasuwanie do szkoły od rana do wieczora, a wiesz jak to jest w Singapurze??

    OdpowiedzUsuń
  9. Moja znajoma parę lat pracowała w Japonii i nie udało jej się z nikim zaprzyjaźnić, powiedziała że Japończycy są bardzo zamknięci na obcokrajowców, spotykają się w małych i odizolowanych grupach przyjaciół lub krewnych, dla obcych są uprzejmi, ale jednocześnie powściągliwi i zachowują się z rezerwą. Koleżanka generalnie niezbyt dobrze wspomina ten okres bo czuła się tam bardzo samotna. Japończycy mają po prostu taką mentalność, myślę że dlatego w Singapurze sytuacja wygląda zupełnie inaczej.

    OdpowiedzUsuń
  10. Jejjj, ale ci zazdroszczę :))

    Z czym nosisz te ocieplacze na nogi ? ;D

    OdpowiedzUsuń
  11. Komentatorka powyzej (Laura) troche stereotypowych bajek wypisuje. Glowna przyczyna braku integracji cudzoziemcow i Japonczykow jest brak znajomosci jezyka u tychze cudzoziemcow, lub brak cierpliwosci do Japonczykow ktorzy staraja sie porozumiec po angielsku. Siedze w Japonii (z przerwami, bo z przerwami) ale juz od 1998 roku i z wlasnego doswiadczenia moge powiedziec, ze integracja wymaga czasu - cos co nie bardzo jest mozliwe z przypadku cudzoziemskiego studenta mieszkajacego z innymi cudzoziemskimi studentami w cudzoziemskim studenckim ghetcie.

    Filmikow niuni nie ogladalam, bo widac ze tez powtarza troche bajek. Widzialam wiecej nieprzychylnego nastawienia do cudzoziemcow w Australii, Skandynawii czy Francji niz w Japonii.

    I Shilpa, Roppongi to typowa pulapka dla turystow i tych "tambylcow", ktorzy czuja sie dobrze tylko w towarzystwie innych cudzoziemcow. Do Roppongi idzie sie zeby zobaczyc panorame z Mori Building i to wszystko. Wiekszosc tych malych knajpek jest prowadzona przez mafie nigeryjska i prawie po kazdym weekendzie mozna poczytac na forach jak to naiwni turysci zostali wykiwani po wizycie do Roppongi.

    Buty bez standartowych rozmiarow, a tylko z symbolami S, M i L to masowy bezmarkowy chlam z Chin (w normalnych sklepach znajdziesz normalne rozmiary tych samych modeli o bardziej wymagajacej jakosci) glownie dla dzieciakow z gimnazjum czy liceum i jesli zaplacilas 4000 jenow za pare to tragicznie przeplacilas, no ale coz, tak to jest jak sie kupuje buty w Shibuyi.

    O, i mieszanych par w miejscach dla turystow raczej nie uswiadczysz - po to trzeba sie pofatygowac na do dystryktow "mieszkalnych", tam gdzie mieszane pary mieszkaja.

    I z wlasnej perspektywy, dla mnie w obecnych latach Tokio jest niemal tak multi-kulti jak Nowy Jork (nawet jakies 10 lat temu bylo inaczej), ale nawet na mojej wsi i w pobliskim miescie jest jakies 200 par mieszanych (urzad miasta prowadzi statystyki).

    OdpowiedzUsuń
  12. Wiesz, przez Twoje spostrzeżenie, muszę przyznać, że podobnie w sumie jest nawet w Europie. We Wrocławiu bądź w Pradze są naprawdę całe tłumy Azjatów, w Pradze nawet całe China Town. I faktycznie, zawsze widzę ich w grupkach "azjatyckich", nie mieszanych, co przecież jest o tyle dziwne, że przecież na obczyźnie dobrym jest zapoznać się z miejscowymi.

    OdpowiedzUsuń
  13. Bajek jak bajek, chyba po prostu piszemy z trochę innej perspektywy. ;) Cudzoziemscy studenci, o których pisałam, to osoby z dobrą, zwykle nawet bardzo dobrą znajomością japońskiego, przebywające w Japonii co najmniej rok - jeśli rok to za mało czasu na integrację, to Japonia JEST społeczeństwem zamkniętym - moim zdaniem oczywiście. Z tym, że akademiki przypominają getta, się zgodzę - i to jest może najważniejsza przyczyna trudności z zaaklimatyzowaniem się: akademiki wyłącznie dla cudzoziemców, zajęcia dla cudzoziemców, choć wiele uniwersytetów oferuje też możliwość chodzenia na "normalne" zajęcia z Japończykami... Ale to jest polityka uniwersytetu, a nie cudzoziemców, którzy lubią zamykać się we własnym gronie. Pewnie, że są osoby, którym się udaje wtopić w lokalną społeczność i one może nie rozumieją samotności innych cudzoziemców, z kolei ci "odizolowani" nie chcą wierzyć, że się da, zwalając całą winę na "zamkniętych" i "nieprzyjaznych" Japończyków. Nie wiem do końca, jak się przedstawiają proporcje między "zintegrowanymi" i "niezintegrowanymi" cudzoziemcami, wydaje mi się, że jednak tych drugich jest więcej. I to jest miara, którą mierzyłabym zamknięcie społeczeństwa (każdego, nie tylko japońskiego): procentem osób, którym udaje się w nie wtopić. Miara, przyznaję, dość płynna i bardzo mało dokładna. ;)
    Pozdrawiam, Laura

    OdpowiedzUsuń
  14. Laura, ja z tego co widze na co dzien, moge ci powiedziec, ze tych zintegrowanych cudzoziemcow jest wiecej niz tych niezintegrowanych, tyle ze ci niezintegrowani robia wiecej halasu, bo nie sa zadowoleni z zycia tutaj. A skoro nie sa zadowoleni, to po ci tutaj siedza i sie mecza? Niech wracaja do domu, albo jada gdzies indziej. Ale oni lubia narzekac, inaczej nie byloby o czym na blogach pisac, na forach narzekac i na youtube smedzic.

    I popatrz tez jak "integruja" sie cudzoziemscy studenci w innych krajach? Dokladnie tak samo jak w Japonii, czyli wcale. A o tym jak "zamknieci" i "nieprzyjazni" sa np. Polacy, to tez cudzoziemcy, ktorym przyszlo mieszkac w Polsce narzekaja bez konca. Tak wiec nie ma co sie uwzinac na Japonie, bo jesli dobrze przyjrzec sie Polsce, to sytuacja nagle zaczyna wygladac podobnie.

    PS. I do integracji, oprocz znajomosci jezyka, potrzebna jest tez tolerancja do innej mentalnosci i sposobu myslenia. A pracujac przez jakis czas z cudzoziemskimi studentami w JP (i nie tylko), wiem z wlasnego doswiadczenia, ze tego im wlasnie brakuje. Nawet tym, tzw. "japonistom".

    OdpowiedzUsuń
  15. czy facet na 12 zdjęciu dłubie w nosie ? xD

    OdpowiedzUsuń
  16. jedno słowo - zazdroszczę! ♥

    OdpowiedzUsuń
  17. Pytałam niedawno znajomą, która mieszka od lat w Japonii o te słynne KitKaty i się dowiedziałam, że generalnie w Tokio dostępnych jest tylko kilka smaków. I to nieszególnie hardcorowych. Większość jest regionowa i sezonowa.

    Trochę szkoda, że wycofali KitKata o smaku masła orzechowego (orzeszków ziemnych?), który byl dostępny w Polsce, uwielbiałam go. A może i dobrze-- jem mniej niezdrowej kupy :D Ale ogólnie nie jest u nas źle-- zazwyczaj mamy więcej smaków niż np. Amerykanie. Koleżanka z USA nigdy nie widziała KitKatów innych niż zwykłe czekoladowe (my mamy jeszcze karmelowe, biała czekolada... kawa chyba też była), nie miewają też limitowanych snickersów.

    Jedna z moich znjomych wraz z siostrą pracowały w Japonii jako hostessy--- świtnie się z Japończykami bawiły, bywały u nich w domach i siostra wyszła za Japończyka, jednego z klientów klubu. Inna znajoma pracowała jako modelka i w ogóle z Japończykami się nie trzymała-- mówiła, że nie interesuje ją kultura i że Japończycy kiepsko mówią po angielsku. Ile osób, tyle doświdczeń, tak myślę. Ale jakieś tam trendy na pewno można dostrzec, także snobowatość "imigrantów, którzy są w Japonii dłużej niż ty"-- ale słyszłam, że podobnie jest w Wilekiej Brytanii. "Starzy imigranci" patrzą negatywnie na tych świeżych. I kij im w d*upe :D

    OdpowiedzUsuń
  18. Jako kolejna powiem, iż zazdroszczę wycieczki :D

    Co do komentarzy wyżej... nie wiem która ze stron ma racje, ale zaczynam zdawać sobie sprawę, że w Japonii nie jest tak cudownie i kolorowo...D:

    OdpowiedzUsuń
  19. Ogórki mnie zaskoczyły. Ale z drugiej strony japońska kuchnia lubi wszelkie pikle, więc czemu nie?
    Twoje spostrzeżenia z japońskiej wycieczki bardzo mnie zainteresowały. Czytałam z przyjemnością, jak zawsze.
    :)

    OdpowiedzUsuń
  20. Wczoraj trafiłam na Twojego bloga i do dziś przeczytałam już wszystkie notki i filmiki na YT. Jesteś bardzo interesującą osobą.Na pewno będę do Ciebie regularnie zaglądała.
    Z przyjemnością się Ciebie czyta i ogląda.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  21. hej, jestes niesamowita!
    moglabys nakrecic filmik lub napisac na blogu o pielegnacji wlosow? jakich konkretnie kosmetykow uzywasz itd co polecasz? bardzo mnie to ciekawi :)

    OdpowiedzUsuń
  22. Rozumiem, że dwa koty broni kraju w którym mieszka i podaje sensowne argumenty, ale chyba nikt tu Ameryki nie odkrywa pisząc, że Japończycy są raczej zamknięci na obcokrajowców i powściągliwi.
    W jednych krajach integracja następuje od razu, jeśli w Japonii wymaga długiego czasu, to o czymś to świadczy.

    OdpowiedzUsuń
  23. Wow świetne zdjęcia, zazdroszczę takiej wycieczki;p

    OdpowiedzUsuń
  24. ej ej ej, w tym sklepie są ogóry z Polski "polskie ogórki z koperkiem" :D

    OdpowiedzUsuń
  25. zaglądałam na Twojego bloga od dłuższego czasu, na yt też i nie mogę zrozumieć dlaczego co niektórzy krytykują Cię za to, że przesiąkasz azjatycką kulturą i zwyczajami. jesteś absolutnie niesamowita, Twój blog ciekawy ;) więc nie przejmuj się durnymi komentarzami,
    pozdrowienia z Polski,
    ciastek ;>

    OdpowiedzUsuń
  26. Ale z Ciebie szczęściara:) To wielka odwaga zrobić takie ryzyku i zacząć życie w zupełnie innym kraju.. :)

    OdpowiedzUsuń
  27. Tokio! Nawet nie wiesz, jak Ci zazdroszczę. Od zawsze marzyłam, by tam pojechać (:

    OdpowiedzUsuń
  28. jakie to wszystko inne niż w Polsce:D chciałabym to wszystko kiedyś na własne oczy zobaczyć, a co do koturn...udany zakup, są wspaniale!

    OdpowiedzUsuń
  29. Japończycy są na ogół nieśmiali i nieufni;),zwłaszcza w początkowych kontaktach;)i zwłaszcza do cudzoziemców;)

    OdpowiedzUsuń
  30. Cześć, wczoraj wieczorem przez przypadek odkryłam Twój kanał na you tube, i do teraz wciąż ogladam Twoje filmiki. Bardzo sympatyczna z Ciebie osoba! Miło się Ciebie zarówno ogląda jak i słucha!!
    JA ostatnio zaniedbałam you tube i skoncentrowałam się na blogu, ale będę do Ciebie często zaglądała :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  31. woow zazdroszcze chciałabym pojechać do Japonii to moje marzenie :(

    OdpowiedzUsuń
  32. Mój Mąż z racji pracy spędził w Japonii trochę czasu. Przyczyna czemu jest izolacja bialych i Japończyków jest dość prosta-rzadko który Japończyk zna język ang czy niem. W hotelu zawsze miał problem z odebraniem kluczy- musiał pokazywać na palcach numer. W Tokyo było trochę lepiej ale bez szaleństw. Z tego co mówił on i jego znajomi to nawet jeśli nie było bariery językowej to Japońćzycy są zamknięci.Gdy uczyłam się w Niemczech był 1 Japończyk, grupa była międzynarodowa, on się raczej izolował....

    OdpowiedzUsuń
  33. Wy tu się kłócicie o stereotypy w Japonii, o mieszanki kulturowe, a ja tu widzę polskie ogórki! :D Trzeba to uczcić!

    OdpowiedzUsuń
  34. Zawsze chciałam zwiedzić jakąś część Azji i dzięki Tobie w pewnym stopniu mi si e to udaje ;)

    OdpowiedzUsuń
  35. Super relacja :) kochana, jeśli mogę, mam małą uwagę.. lepiej by było widać, gdyby fotki były nieco powiększone :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Komentarze pisane w celach promocji własnego bloga lub innych stron nie będą publikowane. Linki do relewantnych wpisów na blogach czy innych stronach są mile widziane. ale linki nie związane z tematem lub komentarze zawierające dopisany link do bloga nie będą publikowane.