Prawdopodobnie przez mój Tweet, wiele osób ostatnio pyta mnie o moją bezsenność. Dlatego chciałabym Wam opowiedzieć jak to u mnie wygląda i jak sobie z tym radzę.
Zawsze po nocy, gdzie nie mogłam zasnąć, zastanawiam się czy to już na zawsze i będę wpisem w Wikipedii na temat śmiertelnej bezsenności.— Azjatycki Cukier (@AzjatyckiCukier) September 29, 2016
Bezsenność to integralna część mojego życia odkąd pamiętam. Nawet jako dziecko, pamiętam noce spędzone w ciemnościach, nasłuchując, jak cały dom kładzie się do snu, aż do samego rana, gdy woźny wychodził na chodniki zgarniać śnieg.
To nie jest tak, że moje ciało i umysł nie potrzebują snu - ale mój rytuał spania nie przystaje do przyjętych standardów społecznych. Im bardziej próbuję zmusić się do spania w "normalnych" godzinach, tym bardziej mój cykl spania staje się zaburzony - pojawiają się bezsenne noce i problemy z produktywnością.
Moje ciało ma naturalnie wbudowany mechanizm spania od około 3 nad ranem do 10:30 rano. Jeśli położę się spać o 3, zasypiam natychmiastowo. Jeśli mogę spać do 10:30 nie muszę nastawiać zegarka - punktualnie o 10:30 obudzę się, wyspana i pełna energii. Mi najlepiej śpi się właśnie wczesnym porankiem - kiedy za oknem jest jasno i słychać odgłosy aktywności, jak brzęk naczyń w kuchni czy kroków na chodniku.
Moje ciało ma naturalnie wbudowany mechanizm spania od około 3 nad ranem do 10:30 rano. Jeśli położę się spać o 3, zasypiam natychmiastowo. Jeśli mogę spać do 10:30 nie muszę nastawiać zegarka - punktualnie o 10:30 obudzę się, wyspana i pełna energii. Mi najlepiej śpi się właśnie wczesnym porankiem - kiedy za oknem jest jasno i słychać odgłosy aktywności, jak brzęk naczyń w kuchni czy kroków na chodniku.
Jest tylko jeden problem: nie da się funkcjonować w społeczeństwie śpiąc w tych godzinach, więc całe życie walczę z tym naturalnym zegarem. Im bardziej z nim walczę, tym więcej mam problemów.
Najgorsze jest niezrozumienie otoczenia - większość osób odbiera moje problemy ze spaniem jako wydumane, bo przecież oni mogą po prostu się położyć i zasnąć. Większość osób doświadcza okazjonalnej bezsenności, ale ilość osób takich jak ja, borykających się z tym problemem całe życie, każdej nocy, jest relatywnie mało. I mało kto chce nas wysłuchać, zamiast zalewać nas morzem bezużytecznych rad, które przerabialiśmy po tysiąc razy.
Kiedy mówię, że próbowałam wszystkiego, mam to na myśli. Od ziołowych herbatek, mleka i syropów, po odstawienie kofeiny i innych stymulujących napojów i pokarmów, po techniki oddychania, liczenia i wizualizacji, kąpiele z różnymi specyfikami, joga, medytacja, odstawianie elektroniki... Próbowałam też tabletek z melatoniną, ale je mogę łykać jak dropsy. Wszystko próbowałam i nic nie działa. Proszę, oszczędźcie mi kolejnych bezużytecznych rad.
Jedyne, czego nie próbowałam, to silnych tabletek, które może przypisać lekarz. Bo prawda jest taka, że depresanty, mają skutki uboczne, które moim zdaniem nie są tego warte... Bo sedno problemu bezsenności dla mnie nie tkwi w samej bezsenności, tylko dopasowaniu mojego wewnętrznego zegara do oczekiwanych przez otoczenie "typowych" godzin spania.
Moje ciało chce spać tylko w tych konkretnych godzinach i gdy próbuję zmusić się do spania w "normalnym" trybie, wtedy robi się tylko gorzej. Jeśli przez kilka dni pod rząd wstaję o 7 rano, moja produktywność spada do zera i plączę się po świecie jak zamulone zombie. Prędzej czy później, zapadnę w ciągu dnia w drzemkę - kilka razy zdarzyło mi się, że "urwał mi się film" ze zmęczenia przy biurku w pracy czy szkole. Po takiej drzemce, jest praktycznie gwarancja, że w nocy nie zasnę wcale. Moje ciało "restartuje" cały dzień i zakłada, że zaczął się on od momentu drzemki. Czekają mnie wtedy bezsenne noce, jeszcze bardziej przymulone dni, jeszcze większe problemy z drzemkami... Aż do momentu, gdzie mogę wyspać się w "swoich" godzinach.
Lata szkolne to był dla mnie koszmar, ponieważ lekcje zawsze zaczynały się o 8 rano. Przez całe liceum chodziłam spać koło 1-2 w nocy i przez kilka pierwszych godzin "umierałam" w ławce szkolnej. Za każdym razem, gdy jakiś przedmiot pojawiał się w planie lekcji rano, automatycznie dostawałam z niego gorsze oceny. Jeśli coś odbywało się po południu, automatycznie szło mi lepiej.
Najgorszą radą, jako często otrzymuję, to by kłaść się do łóżka wcześniej. Jeśli położę się spać o północy, o 3 nad ranem, jestem już tak wynudzona i udręczona leżeniem w ciemności, że nie ma szans na sen. Wtedy godziny spania jeszcze bardziej się przesuwają. Może po prostu po latach bezsenności i "zmuszania się" do leżenia w łóżku, leżenie w ciemnościach i czekanie na sen napawają mnie swego rodzaju paniką, która bardzo pobudza mój układ nerwowy. Dla mnie najlepszą techniką jest po prostu poczekanie wieczorem na moment, w którym robię się naturalnie senna i wskoczenie do łóżka dokładnie w tym momencie.
Moje ciało ma zakodowane, że sen zaczyna się około 3 nad ranem i mogę do tej godziny siedzieć przy komputerze w pełni oświetlonym pokoju, ale jak tylko zbliża się 3, nagle robię się senna i mogę iść spać. Mogę też siedzieć z książką przy lampce, lub przy rysunku, albo nawet w ciemnościach słuchać radia, medytować, robić techniki oddechowe, itp - nie ma znaczenia, senność nie przychodzi wcześniej.
Przyznam, że życie z tak ekstremalną przypadłością nie raz było dla mnie ogromnym problemem. Bo żyjemy w społeczeństwie, które celebruje wstawanie jak najwcześniej. Sama idea "odwal pracę/szkołę/obowiązki jak najwcześniej i potem miej czas dla siebie" jest czymś, co wiele osób uznaje za atrakcyjne (choć moim zdaniem żyjemy w czasach, gdzie praca i życie się bardzo przeplatają, ale to temat na inny wpis...), więc jest ciśnienie, by zaczynać dzień jak najwcześniej. Guru produktywności będą doradzać, by wstawać jak najwcześniej. Wszyscy, którzy potrafią spać na zawołanie, będę Ci wmawiać, że jesteś po prostu leniem...
Ale czy naprawdę wszyscy jesteśmy zaprogramowani, by wstawać przed słońcem? Kiedyś spotkałam się z teorią, że populacje, które wykształciły genetyczną różnorodność, predysponującą jednostki w grupie do różnych cyklów spania, miały lepsze szanse na przeżycie - jeśli choćby drobna część grupy czuwała w nocy bez zasypiania, mogli oni pełnić rolę stróżów, zwiększających bezpieczeństwo grupy w czasie snu. Czy mój nietypowy wewnętrzny zegar jest efektem takiego genetycznego dopasowania? Być może.
Na szczęście, dla osób jak ja, są opcje. W Singapurze, gdzie pracę traktuje się jako bardzo ważny element życia (niż coś co się "odwala"), ludzie zasadniczo siedzą w biurze do późna. A im dłużej się zostaje w biurze, tym trudniej jest pojawić się następnego dnia z samego rana. Na przestrzeni lat, pod wpływem nacisku pracowników, coraz więcej firm w Singapurze pozwala na "flexi time", czyli ogłaszają kluczowe godziny, w których pracownicy mają być w biurze (zazwyczaj jest to kilka godzin wczesnego popołudnia), ale resztę godzin pracy ustala się sobie samemu. Znam więc osoby, które zaczynają pracę o 7 i kończą o 16stej (w Singapurze jest 9-cio godzinny dzień pracy), jak i te, które zaczynają o 11 i kończą o 20stej. Wiele firm pozwala też na pracę z domu, więc można dosłownie wstać i od razu usiąść do pracy, zamieniając czas poświęcany na transport, na czas poświęcany na sen.
Dla osoby jak ja, taka elastyczność jest zbawieniem. Choć na co dzień staram się mimo wszystko zaczynać pracę o 9, by móc skończyć przez 6 i mieć czas wieczorem na dodatkowe zajęcia (np. z malowania, albo szkołę językową, itp.), przez to, że cały czas cisnę na swój wewnętrzny zegar, zdarzają mi się regularnie dni, gdzie fizycznie nie jestem w stanie rozpocząć pracy tak wcześnie, korzystam z elastyczności czasu pracy i przesuwam poranną część zadań na wieczór.
Na szczęście, życie w Singapurze też toczy się do późna - bez problemu można zrobić zakupy wieczorem, bo sklepy są standardowo otwarte każdego dnia (nawet w niedzielę) do 22:00 (obojętnie, czy spożywcze, ubraniowe, księgarnie, itp.), tak samo miejsca z jedzeniem, kina, restauracje, siłownie, itp. Przyznam, że bardzo z tego korzystam i przeraża mnie wizja życia w kraju, gdzie wszystko zmyka się o 16 czy 17.
Jedyne, do czego chciałabym zachęcić osoby, borykające się z tym samym problemem co ja, to do większej akceptacji siebie. Ja przez lata próbowałam na siłę zmienić swoje ciało, by dopasować się do społecznych oczekiwań. Czułam się winna, że nie potrafię tak jak inni, spać w "typowych" godzinach. Faszerowałam swoje ciało ziołami, po których mnie muliło. Odmawiałam sobie ulubionej kawy i sprawiających mi przyjemność aktywności, w nadziei, że będę mogła spać "normalnie". Traciłam czas na medytacjach, technikach oddechowych czy wizualizacjach... kiedy najprostszym rozwiązaniem była po prostu akceptacja faktu, że nigdy nie będę spać jak większość społeczeństwa. Kiedy zaczęłam układać plan dni i tygodnia z uwzględnieniem tego faktu, mogłam w końcu zacząć żyć normalnie, a nie w ciągłej mgle zmęczenia.
Jasne, nie każdy kraj ma kulturę pracy, oferującą wystarczającą elastyczność, by dać szanse osobom takim jak my, więc czasami emigracja jest jedynym wyjściem. Nie każde miejsce pracy oferuje elastyczność godzinową, więc podejmując wybory karierowe, warto szukać zawodów, które takową oferują. Życie w kraju bez pór roku i ruchomych godzin jest bardzo pomocne by wypracować sobie system zarządzania godzinami spania.
Inny problem to szkoła czy studia, gdzie jesteśmy skazani na funkcjonowanie w godzinach, które ktoś ustala za nas, ale szkoła nie trwa wiecznie.
Jedyne, o co proszę, to by oszczędzić nam tutaj "dobrych rad". Jeśli jesteś osobą, która swoja okazjonalną bezsenność potrafi zwalczyć kubkiem ciepłego mleka czy jakąś przyjemną wizualizacją, to jesteś szczęściarzem. Ale takie rady dla ekstremalnych insomniaków są zwyczajnie nieuzasadnione.
Ciekawy post. Sama mam problemy ze spaniem, z tym, że mój zegar biologiczny ustawia mi porę snu na ok. 21, a pobudka 5 rano. Mój mąż, podobnie jak Ty, jest sową. Z wielkim trudem od lat chodzę spać później, żeby spędzić z nim trochę czasu wieczorem, obejrzeć film. Spotkania towarzyskie, zwłaszcza przeciągające się do późnych godzin, to dla mnie udręka. Wiele osób uważa mnie za śpiocha, co jest dla mnie przykre, bo ja tak po prostu mam. Dlatego rozumiem Cię i współczuję
OdpowiedzUsuńNie chciałabym, aby zabrzmiało to jako kolejna bezproduktywna rada.
OdpowiedzUsuńJedyne co przychodzi mi po tych postach to przede wszystkim akupunktura - wizyta u lekarza medycyny chińskiej. Mi pomoga od długiego czasu na wszystkie nawet bardzo dziwne problemy.
Tym samym nie chciałabym być źle odebrana - wiem, że organizmy są bardzo różne i to może być specyficzna cecha u Ciebie. Jak akupuntura i medycyna chińska nie pomoże to już chyba nic nie pomoże i trzeba z tym po prostu sobie radzić.
No nie, zostaje jeszcze homeopatia, stawianie baniek, witamina C lewoskrętna i upuszczanie krwi.
UsuńMam to samo. Z tym wyjątkiem, że po paru dniach takiej męki po prostu padam o dowolnej godzinie, by spać tak z 12-14 godzin. Wiem, że to nie działa, że tak nie powinno być, ale nie umiem wstawiać wcześniej, niż o 10 i kłaść się "po dobranocce".
OdpowiedzUsuńMam dokładnie to samo! W tygodniu staram się kłaść około pierwszej, zasypiam więc mniej więcej około 2. Wstaję o 8:00-8:30 i jestem nie do życia. Jakoś tam udaje mi się przetrwać te 5 dni pracy, a w piątek zazwyczaj kładę się jak codziennie koło pierwszej i śpię do pierwszej po południu w sobotę, a potem mam mega kaca że tak marnuję dzień i nie potrafię wstać choćby o 11.
UsuńPrzez to chyba nigdy nie polubię się z pracą na etacie, bo naprawdę chciałabym wyregulować sobie cykl snu, kłaść się koło drugiej i wstawać o dziesiątej ale poranna praca sprawia że jestem nie tylko nie do życia w tygodniu ale też przesypiam połowę weekendu.
Witam, mam podobny problem. Z tym ze nie zaobserwowałam u siebie tak precyzyjnie jak Ty godzin najlepszych na sen. Ja poprostu takich nie mam. Zdarza sie że miesiącami spie po 2 godziny codziennie (chociaz to raczej wymeczona, frustrująca drzemka a nie regenerujacy odpoczynek). Na szczescie mam cudowna prace w ktorej sama ustalam godziny. Postanowilam sobie ze przed 12 nie bede zaczynac bo realnie traci na tym moje zdrowie. Nabawilam sie nerwicy, depresji i teraz czeka mnie dwuletnie leczenie. Dlugo sie wahalam z rozpoczeciem terapii farmakologicznej ale doszlam do takiego momentu ze nie mialam innej opcji. Jest lepiej. Polecam wszystkim. Bo bezsennosc to choroba. Tak. Taka jak zapalenie pluc czy angina. Tylko szkoda ze otoczenie latwiej akceptuje byle jakie przeziebienie niz bezsennosc. Wiele razy musialam klamac ze mam katar, wtedy wszyscy wspolczuja.. Rzadko komentuje cos w internecie ale Cukrze, chce zebys wiedziala ze wiele osob zmaga sie z tym problemem. Dla mnie Twoj wpis jest niejako pocieszeniem, ze nie jestem sama. Tez nie jestes;) i wlasnie za pol godziny ide do ukochanej pracy;)) pozdrowienia! Ewa!
OdpowiedzUsuńChyba mam taki sam software jak Ty:P Bardzo bym chciała "nauczyć się" bycia rannym ptaszkiem, ale ilekroć uda mi się pare razy wstać i położyć się wcześniej, przy pierwszej okazji mój organizm wraca do punktu wyjścia. Dodatkowo zauważyłam, że czas mojej najwiekszej produktywnosci, koncentracji i kreatywności przypada gdzieś w okolicach 21-2 godziny. Wtedy najszybciej się uczę, najchętniej rysuję albo robię przemeblowanie w pokoju(biedni sąsiedzi z dołu) :D
OdpowiedzUsuńDobrze, że masz możliwość dostosować swoją pracę i obowiązki do siebie. Ja ciągle słyszę, że przesypiam swoje życie :/
Ha, no i kolejna rzecz, która nas łączy (oprócz oczu), z tym, że mój wewnętrzny zegar nie jest tak mocno ekstremalny jak Twój. U mnie pora na sen to godzina 24:00 lub 1:00-2:00 w nocy, za to pobudka koniecznie o 9:00. Jak wstanę wcześniej, to zaczynają się schody, bo przez pierwszą godzinę jestem całkowicie nieprzytomna. Dosłownie chodzące zombie, które na dodatek przez pierwsze 30 minut praktycznie nie rozumie mowy (niedosłuch obustronny odbiorczy pozdrawia). Też dostawałam "dobre rady", że mam iść wcześnie spać. I na nic zdawały się tłumaczenia, że i tak będę się przewracać z boku na bok. Po prostu to nie moje godziny snu. Tylko w skrajnych przypadkach uda mi się usnąć o 22:00, niemniej jednak częściej niż spanie o takiej "normalnej", godzinie mój organizm zafunduje mi całkowicie bezsenną noc. Szczęśliwie mleka nikt mi nie zaoferuje wiedząc, że nie mogę go pić :D
OdpowiedzUsuńCo do pracy, to sama szukam obecnie pracy z elastycznymi godzinami pracy. Nie wyobrażam sobie wstawania o 6:00 rano lub co gorsza o 5:00 (jak nieraz mój brat musi wstawać). Całą szkołę średnią cierpiałam przez takie wczesne godziny, a u mnie nierzadko lekcje zaczynały się o 7:10... będzie ciężko, ale jakoś trzeba żyć :)
Największy problem jest taki, że to w zasadzie nie jest problem fizjologiczny, więc nie da się go leczyć metodami fizjologicznymi. Jak sama mówisz, kiedy możesz spać od 3 do 10.30, jesteś wyspana i energetyczna. Czyli tak naprawdę nie masz ostrej bezsenności, bo jesteś w stanie spać i wyspać się. Problem nie leży w twoim ciele, bo wszystko w nim działa tak jak należy, problemem jest raczej twoja praca.
OdpowiedzUsuńNie tylko praca... prawda jest taka, że po 22:00 już się niewiele da zrobić. Wszystko pozamykane, znajomi zbierają się spać, nie wypada się tłuc po domu czy kuchni... W godzinach 22:00-3:00 zostaje właściwie tylko siedzenie przy komputerze lub z książką.
UsuńRozumiem Twój problem. Mam podobnie. Uwielbiam spać własnie wtedy kiedy wszyscy wstają, kiedy słychać te wszystkie odgłosy porannego krzątania się innych. Nie wiem jak przezyłam te wszystkie lata szkoły i wczesne wstawanie. Pamiętam, że strasznie sie męczyłam. OCzywiście też słyszałam mnóstwo porad, które nie działały. Pójscie spac wczesniej nic nie dawało, o ile udalo mi sie zasnac. Czesto szłam spać o 22 i budziłam się o północy i czułam się w pełni wyspana jak po dobrej drzemce, i to czekanie do 3, 4 aby zasnac normalnie... O 6-7 czuje się okropnie, 9-10 to godziny idealne do wstawania dla mnie. Niestety do pracy mam na 9, ale to i tak lepiej niz 8 czy 7. Wstaje o 8.30 i staram się żyć, ale dopiero o 10 dzialam normalnie. Zawsze podziwiam osoby ktore wstaja o 6 czy 7 tak same z siebie i nie wygladaja jak zombie :)
OdpowiedzUsuńZnam ten horror obudzenia się o północy... Dlatego pilnuję, by przypadkiem nie zasnąć o 22:00 bo wtedy deregulacja na całego...
UsuńMi specjalista od snu powiedział, żebym sobie poszukała wolnego zawodu bo można walczyć ze swoim rytmem ale się nie wygra. Bo ja z kolei potrzebuję dużo spać, minimum 9 godzin w nocy i drzemka w środku dnia. Do tego nie ma opcji żeby zasnąć przed 22 więc życie towarzyskie słabo mi się układało w młodości. Odkąd mam dziecko jest o dziwo dużo lepiej bo nie mam parcia na nocne wojaże tylko kładę spać wcześnie. Na szczęście dziecko też lubi pospać. Ze znajomymi spotykam się w ciągu dnia albo w weekend, a nie nocą. Więc nie przejmuj się że jesteś inna :)
OdpowiedzUsuńRobię się śpiąca przed północą i zauważyłam, że najlepiej jest jak śpię 23/24 - 7/8. Przed zaśnięciem lubię mieć wszystko poukładane (umyte naczynia, kąpiel przed snem, przeczytać kilka stron książki). Już kilka lat mieszkam z moim chłopakiem, który lubi coś robić do 3 w nocy, a mnie wszystko budzi. Od dawna zaczęłam naginać swój tryb dnia i nadal jestem śpiąca o północy ale snuję się do 2. W tym miesiącu zaczęła się u mnie bezsenność. Jak nie położę się przy pierwszym oznakach senności to potem mogę leżeć do rana. Budzi mnie nawet mlaskanie mojego psa. Trochę się boję jak to będzie z tym dalej. Chociaż odrobinkę potrafię sobie teraz wyobrazić co Ty czujesz.
OdpowiedzUsuńJako osoba nieco starsza wypowiem się w temacie bo znam ten ból. Tak jak Ty, w młodości nie umiałam zasnąć do wczesnych godzin porannych, czytałam po nocach i po nocach się uczyłam, posiłkując się talerzem kanapek. Niestety, trzeba było wstać na ósmą do szkoły i to był koszmar. Zdarzyło mi się zasypiaqć na lekcjach, na wykładach, potem w pracy. Czasami wychodziłam do ubikacji, siadałam sobie na muszli i tak drzemałam z piętnaście minut. Jednak nigdy nie traktowałam tego jako problem, po prostu tak miałam i już. Nie przejmowałam się tym zbytnio, było to niejako wpisane w moje codzienne życie, odpadało więc zamartwianie się, wyszukiwanie remediów i rezygnowanie z przyjemności.
OdpowiedzUsuńZ czasem się to zmieniło. Po czterdziestce zaczęłam zasypiać już przed dwunastą i to jest teraz mój czas. Kiedy minie północ a ja nie jestem w łóżku, po prostu zasypiam na stojąco. A w łóżku zasypiam niemal od razu. Czytanie książek nocą już nie wchodzi w grę, bo zasypiam po kilku linijkach. Jednak to przestawienie zegara biologicznego nie zmieniło tego co się dzieje rano. Mogę być wyspana jak niemowlę, a i tak potrafię zasnąć w pracy przy biurku, czy zdrzemnąć się w domu przy telewizorze.
Zgadzam się z Tobą w zupełności, akceptacja faktu jest najlepszym rozwiązaniem. Nie ma co się katować, bo organizm i tak się zbuntuje i zrobi swoje.
Szczerze mówiąc, trochę liczę, że z czasem moja sytuacja zmieni się podobnie do Twojej. Pamiętam jak moja mama, jako młoda osoba, spała jak zając pod miedzą i najmniejszy szelest ją budził - ponieważ ja buszowałam po domu do późna, często się o to kłóciłyśmy. Ale potem coś się dla niej zmieniło i zaczeła sypiać naprawdę głęboko i miałam wrażenie, że lepiej się z tym czuła. Więc coś chyba w tym jest, że z wiekiem nasz organizm coś jednak zmienia w rytmie spania. Mi by bardz odpowiadało, gdyby moje godziny spania przesuneły się bardziej w kierunku 1:00-8:30.
UsuńA co zrobić jak padam na twarz o 22 lub przed, od razu zasypiam, śpię bez problemu całą noc, a o 6:30 kiedy dzwoni budzik jestem nieprzytomna, czuję się jakbym nie spała całą noc tylko kopała węgiel w kopalni. Natomiast w weekend (kładę się spać o tej samej) budzę się o 9 i wtedy jest to dla mnie idealna ilość snu. Inaczej chodzę niewyspana. Musi to być 11 godzin... Tylko nie chcę przesypiać całego życia, tym bardziej, że mam dużo planów, ambicji na każdy dzień. A w pracy 8 godzin się samo nie zrobi ;(
OdpowiedzUsuńNie wiem ile się ruszasz w ciągu dnia, ale duża ilość wysiłku fizycznego (ćwiczeń a nie pracy) pozwala spać mniej godzin i być dobrze zregenerowanym.
UsuńI chyba tu jest pies pogrzebany, mam siedzącą pracę i studia dzienne na głowie, wszystko przed komputerem
UsuńJa też odkąd pamiętam cierpię na dużą bezsenność. Są lepsze i gorsze okresy - w tych lepszych zasypiam w ciągu godziny/półtorej, a w tych gorszych męczę się z zaśniecięm ze 4 godziny, albo nawet całą noc, i zasypiam dopiero o 7 rano. Też próbowałam wielu rzeczy i żadnego złotego środka nie znalazłam. Czytając Twój post, uświadomiłam sobie, że najlepiej mi się zasypia ok. północy albo pierwszej w nocy i śpi tak do 9. Wtedy czuję się najlepiej.
OdpowiedzUsuńNa szczęście nie mam tak sztywno wybranych przez organizm godzin snu i jestem w stanie na siłę się przestawić, ale jeśli tylko dostaję trochę luzu automatycznie przesuwam się w stronę spania od 2 do 10. Całe moje życie planuję pod kątem braku przymusu wczesnego wstawania. : P
OdpowiedzUsuńSama mam ten problem od dziecka i niestety co raz częściej łapię się na tym, że jeśli chcę iść wcześniej spać, bo muszę rano wstać to piję alkohol wieczorem(nie upijam się), niby działa, ale nie wydaje mi się żeby to było wyjście z sytuacji 😞
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńMamy identyczny problem. Mój zegar biologiczny ustawił się na godz 2 w nocy za to wystarczą mi 4 godz snu i mogę funkcjonować. Jeśli nieraz udało mi się spać dłużej to punkt 9.30 i tak wstawałam. Niestety przy tym wszystkim najwyższa produktywność zaczyna mi się dopiero ok 15. Najlepszym sposobem na późne godziny snu jest czytanie e-book(mi pomaga) punkt 2 jak zaczynam zasypiać odkładam i idę spać. Wypracowanie takiego systemu naprawdę mi pomogło :)
OdpowiedzUsuńO tak! Ebooki to świetna sprawa! Łatwo czytając je wyczuć, że organizm jest gotowy do spania i trafić idealnie w moment.
UsuńDziękuję za ten wpis! Mnie też wszyscy zawsze powtarzają, że powinnam chodzić wcześniej spać 'bo tak jest zdrowo i noc jest od spania', kiedy ja lubię siedzieć trochę dłużej niż północ i potem pospać sobie trochę dłużej rano. Teraz przestawianie się na plan studiów, kiedy zajęcia są o 8 niemal każdego dnia to dla mnie katorga, bo ja serio nie kontaktuję na pierwszych zajęciach, nawet jeśli pójdę spać o tej 22-23... Niestety wstawanie codziennie o 6, a nawet przed sprawia, że padam tak wcześnie, co nie znaczy, że idealnie się wysypiam, bo to po prostu nie moja pora, a jednak zregenerować się trzeba, bo inaczej trudno by było funkcjonować. Jeszcze gorzej było jak miałam różne godziny zajęć i np. tylko 2 dni w tygodniu na godzinę 8, bo wtedy potrafiłam kłaść się ok północy a nadal nie spać o 3-4...
OdpowiedzUsuńJa zawsze zdecydowanie byłam sową, ale udało mi się ustawić swój zegar tak, że idę spać o 22 i wstaję w okolicach 7. Było ciężko, ale teraz nie wyobrażam sobie życia inaczej. Jednak również nie jestem wolna od problemów ze spaniem. Po pierwsze, nie ważne o której się położę, musi minąć godzina czy dwie zanim usnę. Po drugie, najmniejsze światełko gdzieś w pokoju, czy najcichsze szmery i stuknięcia skutecznie spędzają mi sen z powiek (zatyczki pomagają, ale nie na wszystkie dźwięki, a opaska na oczy praktycznie wcale, bo sama świadomość że pali się jakiekolwiek światło mnie irytuje i nie daje spać). Kiedy śpię w domu jest ok, ale aktualnie mam wielki problem, bo moja nowa współlokatorka w akademiku nie chodzi spać wcześniej niż o pierwszej, co skraca mój czas snu do marnych kilku godzin. Będę musiała zmienić pokój, bo z nią się wykończę...
OdpowiedzUsuńZnam ten ból czekania na sen. Kiedyś kładłam się koło 1 w noc i zakłądałam, że muszę "spłacić" swój nocny dług w postaci 1-2 godzin czekania na sen. Jednak po czasie było mi strasznie żal tych godzin :(.
UsuńJa obojętnie ile bym nie spała nie mogę wstać rano, czego w sobie nie cierpię, bo jak wstaję o 10 to strasznie dużo dnia mi ucieka i chciałabym jak cała moja rodzina o 6 wstawać jak skowronek. Ale za to śpię bardzo głęboko i ciężko mnie obudzić. Bywa i tak, że budzik dzwoni głośno przez 2h a ja śpię w najlepsze. Problemy z zasypianiem mam wtedy, kiedy zaczynam za bardzo rozmyślać w łóżku i musiałam nauczyć się przestać myśleć :) "wyłączyć" ten strumień myśli, żeby móc spokojnie zacząć.
OdpowiedzUsuń"Jedyne, do czego chciałabym zachęcić osoby, borykające się z tym samym problemem co ja, to do większej akceptacji siebie. " - nigdy nie myślałam o tym w ten sposób, zawsze wydawało mi się, że po prostu muszę siebie naprawić, żeby bardziej przystawać do społeczeństwa. Zwłaszcza, że teraz jest kult rannego wstawania, żeby pobiegać/poćwiczyć przed pracą i jeszcze zjeść owsiankę albo smoothie ze stu składników. Ja lubię powolne ranki, jak w spokoju mogę się rozruszać, wypić herbatę gorącą i spokojnie wyjść z domu.
Sporo osób ma ten problem - jak żyć kiedy wszędzie każą wstać wcześnie a ty p prostu masz inny rytm dobowy. U mnie idealne godziny snu to 2-9, na szczęście potrafię nieźle funkcjonować w rytmie 24-7, jeśli tylko nie muszę nie biorę wcześniejszej zmiany,bo wstanie nawet pół godziny wcześniej to już efektywność spada o połowę. Na szczęście mój zespół to rozumie i nie zmuszają mnie do wczesnej pracy. Współczuję tak ekstremalnego przypadku bo na pewno bardzo ci to dokucza. Życzę ci, byś zawsze miała pracę pozwalającą na spanie w "twoich" godzinach
OdpowiedzUsuńGdzieś tam czytałam, że żeby się wyspać trzeba spać w cyklach 3-6-9 godzinnych ponieważ tyle trwają poszczególne fazy snu, więc nie przerwie się w połowie jakiejś fazy. U mnie to nawet działa. Tzn. jak się położysz spać na 4 godziny to możesz być rozdrażniona - lepiej obudzić się po 3, 6, 9, 12 itd. Sama zawsze lubiłam wstawać wcześnie i wcześnie chodzić spać, ale teraz mi się przestawiło i faktycznie jest to irytujące jak wiesz, że musisz zasnąć, bo się nie wyśpisz, a nie możesz. Mi pomaga słuchanie podcastów na słuchawkach - lubię jak coś dźwięczy, szumi, więc to się dobrze sprawdza, zawsze w połowie jakiejś historii zasnę ;-)
OdpowiedzUsuńZapomniałam dodać, że praca/szkoła od 8 jest zupełnie nie dostosowana do naturalnego zegara biologicznego, więc np. w Wielkiej Brytanii normalnie w szkołach zaczyna się od 9 - moim zdaniem dobre rozwiązanie. Czemu gloryfikuje się wczesne wstawanie? Bo kiedyś od tego zależało przeżycie - rolnicy musieli wstawać o świcie i wyrobić się z całą pracą przed zapadnięciem roku. Pisałaś też kiedyś o tym, że kobiety są wynagradzane za to, że o siebie dbają, że się malują, zarabiają więcej itd. - to też ma moim zdaniem takie uzasadnienie - osoba zadbana wysyła sygnał "jestem pracowita, dbam o siebie, nie mam problemów fizycznych/psychicznych, tryskam energią, znajduję czas na wszystko, jestem zaradna", krótko mówiąc wysyłają sygnał, że są zdrowe, płodne, są w stanie walczyć o przeżycie - oczywiście dzisiaj już nie musimy walczyć o przeżycie, ale dobra organizacja czasu i zaradność dalej są promowane i społecznie wynagradzane bo to się opłaca.
OdpowiedzUsuńNie mam dobrej rady, mam podobnie, chociaż właściwie to nie do końca. Całymi miesiącami mogę spać po dwie trzy godziny i mimo, że łaże jak zombiak w ciągu dnia, nie usypiam w nocy. Mam tak od dzieciństwa. Potem mój organizm wybiera sobie jakieś godziny, w których mogę trochę pospać. I potem znów miesiące bez snu. Żeby następnie mieć fazę ciagłego spania. Częściowo pokrywa się to z porami roku. Mieszkam w Szwecji, więc mam noce i dnie polarne. Ale zanim tu zamieszkałam tez miałam bezsenność. Nawet jeśli jeszcze nie znałam tego słowa.
OdpowiedzUsuńJak to dobrze trafić na kogoś z podobną sytuacją! Ja też od dziecka mam problem z zaśnięciem co jest w większości spowodowane moim charakterem i tym, że przejmuję się największą pierdołą. Zasypianie na siłę to jest najgorsze co może być, zaśnięcie "profilaktyczne" równie bezcelowe (zamartwianie się przez kilka godzin, że trzeba wstać już o tej). Miesiąc pracowania od 8:30-16 z dojazdami godzinnymi zniszczył mnie fizycznie i psychicznie, a wszyscy "eksperci" mówili, że "przestań marudzić organizm się przestawi." Największą torturą było pracowanie od 3:00 przez 12 godzin i następnego dnia znów od 3:00 i kolejne 12 godzin itd. Sam zauważyłem, że mój interwał spania to albo tuż po północy do max 10 lub tuż po 3 i do max 10. Jest jeszcze kwestia jakości snu bo często o tej 9-10 muszę mieć budzik bo nie wstanę, a jak już wstanę to jestem niewyspany lub jak przegapię "TEN" moment to czuję się jakbym nie spał w ogóle. To tyle - wyżaliłem się - może dziś pośpię trochę lepiej. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńMam dokładnie to samo. Tyle że w parze z tym idzie zerowa wola i w efekcie nieraz zamiast wstać do szkoły po prostu zostawałam w łózku. Bo naprawdę nie byłam w stanie wstać po tych 2-3 godz. snu. Nie wiem, jakim cudem zdawałam w gimnazjum i liceum przy tak niskiej frekwencji (nie było tygodnia, żeby nie opuściła dnia czy nawet kilku). Chyba tylko dlatego że nauczyciele naprawdę widzieli we mnie jakąś wolę walki - zjawiałam się na sprawdzianach, byłam aktywna i w miarę wywiązywałam się z zadań, więc ciągle grożąc i dzwoniąc do domu jakoś mnie przepychali dalej. Ale dziś wspominam to jako rzeźnię, prawdziwą psychiczną rzeźnię by zmotywować się po takiej nocy do wstania. To prawdziwy ból. Nawet matura pisana od 9 rano wydawała mi się jakimś horrorem, bo nie wiem, jak oni oczekują, że od tej godziny mózg może pracować na pełnych obrotach.
OdpowiedzUsuńWybacz cukrze to nie rada. Współczuję ale ciekawam. Co z dżet lagiem? Co ze zmianą strefy czasowej? Działa nie działa? :) Adoptujesz się czy nie?
OdpowiedzUsuńJedyny raz, gdzie miałam dżet lag to po powrocie z USA, bo jednak dokładnie 12h różnicy jest trudne do przetrawienia, ale w tydzień wszystko się uregulowało. W Singapurze łatwo walczyć z takimi rzeczami, bo słoneczko codziennie świeci przez 12 godzin i godziny wschodu i zachodu są praktycznie identyczne.
UsuńRozumiem Twój problem, bo też cierpię na bardzo ciężką bezsenność. Mam tak od zawsze (moi rodzice mówili mi, że od urodzenia był problem, żebym zasnęła). I też dostaję wiele "życzliwych rad" od ludzi, którzy nie mają pojęcia co to znaczy nie przespać żadnej nocy od np. miesiąca :P
OdpowiedzUsuńJa już próbowałam środków na receptę. Nie skończyło się to dobrze, nie polecam. Ani antydepresanty, ani leki wywołujące "sztucznie" sen się nie sprawdziły.
Pozdrawiam i życzę jak najwięcej dobrego, fizjologicznego snu :)
Nie słyszałam jeszcze o zegarze dobowym podobnym do Twojego ale wiem, ze mozna miec rozne schematy snu. Znajoma jest bardzo elastyczna i wystarczy, ze suma godzin w ciagu doby sie zgadza i juz jest wypoczeta. U mnie musi byc staly rytm, akurat typowo wieczorno poranny. Przez kilka miesiecy pracowalam na zmiany i ten okres wspominam kiepsko i prawie wcale, bo nawet mimo tabletek na receptę nie bylam wypoczeta, co odbilo sie na pracy i (braku) zycia... Dobrze, ze masz mozliwosc zyc w zgodzie ze swoimi potrzebami :)
OdpowiedzUsuńMam dokładnie tak samo i jestem w tym samym wieku co Ty i tak samo zaakceptowałam to że to się nie zmieni. Zadziwiające jak bardzo człowiek akceptuje siebie i docenia po trzydziestce nawiasem mówiąc w porównaniu do dwudziestoletniej siebie:) Uwielbiam to :)
OdpowiedzUsuńHaha dokładnie! :D
UsuńJak ja to bardzo rozumiem. I jak bardzo rozumiem rozdraznienie wszystkimi 'dobrymi radami' ludzi na czele z 'to kładź się wcześniej, a nie do nocy siedzisz'. Moja bezsenność nie jest tak ekstremalna, ale najlepiej mi się spi w godzinach 2-9. Jestem w stanie funkcjonować od 7, czy 8 jeżeli nikt mi nie każe robić czegoś skomplikowanego rano:D. I na dodatek potrzebuję tej godziny żeby zasnąć, do tego musi być kompletna cisz i ciemność (czyli zatyczki i maska). Podstawówkę, gimnazjum i liceum miałam blisko, a najwcześniej zajęcia zaczynały się o ósmej, więc jakoś to przeżyłam, ale najgorsze były studia. Większość zajęć na ósmą, a dojazd - ponad 1,5 h, musiałam wstawać przez szóstą - to był prawdziwy koszmar... I wspaniałe rady ludzi: 'Przyzwyczaisz się!'. Jakoś po trzech latach się nie przyzwyczaiłam... Teraz na szczęście mam wolny zawód, w którym wszyscy mają nienormowany czas pracy, więc jak chcę do kogoś dzwonić o 22:00 i omawiać sprawy związane z pracą to wiem, że mogę. W końcu mój rytm pracy i rytm snu moga być ze sobą zgrane!
OdpowiedzUsuńChoć nigdy nie cierpiałam na ekstremalną bezsenność, a nieprzespane noce zdarzają mi się okazjonalnie i raczej wynikają z aktualnych zmartwień czy natłoku obowiązków, to mimo wszystko wiem co to znaczy być "zaprogramowanym" do odpoczynku w określonych godzinach. Dla mnie idealne godziny na sen wypadają między 1 w nocy, a 9 rano, dlatego bardzo odpowiada mi to, że zwykle zaczynam pracę o 14 i mogę spędzić więcej czasu w łóżku. Dość mocno przeraża mnie to, że ze względu na nową pracę, w przyszłym miesiącu mój plan dnia całkowicie się rozsypie i będę musiała zaakceptować pobudki o 5 rano...
OdpowiedzUsuńWow D: Mam nadzieję, że znajdziesz dla siebie jakiś system, bo to brutalna godzina na pobudkę.
UsuńZawsze można pracować jako freelancer ;) To też jest jakaś opcja, chociaż w nie każdym zawodzie można się tak przestawić. Ale powiem, że rozumiem Twój problem z tym, że jak chcesz położyć się wcześniej spać, to nie możesz zasnąć. Wydaje mi się, że większość osób tak ma - gdy ja np. chciałam "iść spać o normalnej porze", czyli przed 24, to często nie spałam do 3. Bo nie mogłam zasnąć i już, a zmęczona czułam się właśnie ok. tej 24. Cieszę się, że udało Ci się w końcu wszystko ułożyć :)
OdpowiedzUsuńMój mąż ma super-moc zapadania w sen na zawołanie xD. On potrafi się położyć o dowolnej porze dnia lub nocy i zainicjować sen na 8h. Przyznam, że straszliwie my zazdroszczę T_T
UsuńJa mam tak, jak twój mąż. Mogę zasnąć zawsze i wszędzie, mocno i na długo. Cena za to jest taka, że nieraz - niezależnie od tego, czy jestem wyspana, czy nie - jak zrobię się śpiąca po południu, to tracę przytomność i koniec, znikam. Ostatnio pod wpływem stresu przespałam 15 godzin. A normalnie, pomimo że jestem pod 30, potrzebuję 9 i nawet więcej godzin snu, jestem też sową i wstawanie do pracy o 6 to dla mnie mordęga. Przez 5 lat nie udało mi się przyzwyczaić i jak mam wolne, to cykl dobowy przestawia mi się natychmiast.
UsuńZa to mój TŻ ma tak samo jak ty, i nawet godziny podobne... I ja potem jestem wściekła, jak on w weekend o 11, 12 nie może się dobudzić, jest nieprzytomny.
Mnie się raz na jakiś czas zdarzają bezsenne noce, tak dosłownie nie śpię przez dwie-trzy nocki z rzędu ale nie odczuwam tego podczas dnia, mam wtedy trochę za dużo energii a na ostatni dzień padam i mnie nie ma :D ale to może raz lub dwa razy do roku, nie mam na to sposobu, też próbowałam wszystkiego i wsio, po prostu jakoś z tym żyje. Jak o tym pomyśle to przez czas szkoły i studiów chodziłam spać po dobrannnoce i wstawalam z samego rana a jak zaczęłam prace, która zaczyna się o 12 i trwa do niewiadomą kiedy trochę mi się pozmieniało:D chociaż poczatki miałam ciężkie bo inaczej miałam zaprogramowany zegar biologiczny....ale nic, mój na szczęście się przestawił na nowy tryb ;)
OdpowiedzUsuńja też się z tym zmagam, przychodze po nocce zmęczona i i tak nie mogę zasnąć.
OdpowiedzUsuńZrobiło mi się lepiej po tym wpisie... Mam dokładnie tak samo! Dobiegam pod 30, ale moje otoczenie dalej ma problem z akceptacją faktu, że ja po prostu nie umiem funkcjonować wcześnie rano. Gdy zaczynałam pracę o 8 czy 9 rano, byłam nieprzytomna do jakiejś 13, zawsze. Wcześniej w szkole też. Z utęsknieniem czekałam na weekend, bo wtedy mogłam w końcu żyć moim ukochanym trybem 3-10:30 (dokładnie takie same godziny jak u Ciebie). No i w nocy jestem przeokropnie kreatywna! Mogę pisać bez przerwy (bo głównie w życiu piszę) i wychodzą mi wtedy najlepsze teksty. Niestety w Polsce na etacie trudno znaleźć godziwe miejsce pracy, które pozwoli na dużą elastyczność. Da się coś takiego znaleźć, ale to nie jest powszechne. Własna firma wydaje się wtedy jedynym sensownym rozwiązaniem...
OdpowiedzUsuńJa od zawsze miałam problem z kilkukrotnym budzeniem się w trakcie nocy. Niby tylko na chwilę, ale przez to się nie wysypiałam. Teraz zmieniłam dietę i o dziwo od tego czasu o wiele lepiej śpię. Nie pamiętam żebym się w ogóle budziła lub tylko 1 max 2 razy. Od razu mam więcej energii w trakcie dnia. Także nie zazdroszczę problemów ze snem, bo to bardzo wpływa na konfort życia. Dobrze, że masz możliwość dostosowania pod siebie czasu pracy.
OdpowiedzUsuńBardzo współczuję tym z was, którzy mają podobny, późny rodzaj zegara biologicznego. Ja natomiast mam zupełnie inny problem, mój zegar zakłada spanie przez 9 godzin non stop. Dodam, że nie jestem już nastolatką, mimo to wciąż nie mogę funkcjonować bez tych właśnie magicznych 9 godzin. Życie w społeczeństwie, gdzie powtarza się że "czas to pieniądz" a sen traktuje jak najgorszego wroga jest nie do wytrzymania! Zastanawia mnie to, dlaczego tak trudno jej społeczeństwu zaakceptować różnorodność? Ludzi, którzy nie potrafią przystosować się do ustalonego z góry zegara, jest wiele, mimo to ludzie ci nie próbują w żaden sposób wywalczyć dla siebie lepszego środowiska. Zamiast tego przez lata katują się wydumanymi sposobami na tzw "bezsenność", cały czas żyjąc w przekonaniu, że to z nimi jest coś nie tak.
OdpowiedzUsuńNie chciałabym bawić się w jakąś ciocię dobra rada, ale wieloletnia bezsenność i niedosypianie bardzo odbija się na jakości snu na emeryturze. Moja mama jest na to dowodem - bardzo często ma zakłócenia snu, np. wybudza się na kilka godzin i nie może zmrużyć oka. Bywa, że nie przesypia prawie całej nocy. Że nie wspomnę o tym, jak obok stresów, musiało to ją postarzyć. Choć ludzie generalnie mówią, że i tak nieźle się trzyma.
OdpowiedzUsuńJakbym czytała samą siebie...
OdpowiedzUsuńNie jesteś sama.
Ja właśnie czekam na sen,dla mnie to jest koszmar bo nienawidzę wstawać o 10/11 później nie wspominając, zawsze czuje się lepiej jak wstanę o 4-5 ale o tym mogę tylko pomarzyć tez mam z tym problem w szkole miałam ogrom nieobecności bo nie byłam w stanie wstać rano,tak bardzo mi się nie chciało,zawsze przechodziłam na 2/3 lekcje,jeszcze pół biedy jak jest wiosna ale jesień i zimą jestem jak niedźwiedź mogłabym przespać :p najlepiej było w czasach szkolnych na wakacjach wtedy o 4 rano zasowalam na rower xD
OdpowiedzUsuńGdy byłam młodsza bardzo często siedziałam do 3-4, by wstawać ok. 6-7 do szkoły... na szczęście teraz taka bezsenność zdarza mi się coraz rzadziej, choć zwłaszcza np. po wolnym czasami potrafię nie spać wcale: ok. 3 włącza mi się "za 3h muszę wstać OMG OMG co ja zrobię" i wtedy o spaniu mogę zapomnieć ;/ Na całe szczęście to pojedyncze dni...
OdpowiedzUsuńPoza tym generalnie milej mi się zasypia po południu, albo śpi do południa i pracuje wieczorem/w nocy, ale cóż - mus to mus. Nie mogę nie przyjść na uczelnie bo śpię.
Meh mam tak samo. Od dziecka byłam nocnym markiem. Noc a szczególnie wieczór jakoś zawsze wydawa mi się atrakcyjna porą dnia. Całe gimnazjum czy liceum to było 5 h snu max. Optymalne godziny zasypiania wbudowane w mój mózg to 1:00-3:00, zależy od zmęczenia, pory roku. W lato chodzę spać nawet o 5:00 i wstaje o 12:00. Jestem idealnie wyspana wtedy. Nie wiem, dla mnie wstawanie 6:45 jest horrorem. No i znam to 'jesteś leniwa' 'jesteś śpiochem' 'przestaw się ' ' połóż się wcześniej'. Ugh.
OdpowiedzUsuńMam to samo, tylko że moja naturalna pora spania to 5-7 do okolic 12-14. Od gimnazjum - wielki butthurt. Nawet jeśli okresowo uda mi się "zmusić" i przestawić na poprawne pory chodzenia spać (założmy 23-6), to i tak wystarczy jeden wieczór, np. na spotkaniu ze znajomymi czy imprezie i wszystko wraca do " mojej normy". Nie muszę chyba dodawać, że przejście w tryb akceptowany społecznie zajmuje parę tygodni. 1 wieczór i wszystko trzeba zaczynać od nowa.
OdpowiedzUsuńTak samo nie potrafię zrozumieć ludzi, którzy są wydajni w dzień. Mnie najlepiej pracuje się/uczy w nocy. Niestety nadal studiuję. Ostatnie dwa dni spałam po ok. 2 godziny.
Bardzo dobrze znam ten problem. Przez lata faszerowalam się tabletkami nasennymi na receptę, ale po jakimś czasie zaczęły wychodzić skutki uboczne. Wtedy postanowiłam zaakceptować swój naturalny tryb życia i zmieniłam pracę na nocne zmiany i jest mi o niebo lepiej. :)
OdpowiedzUsuńJestem podobną sową, którą pewne okoliczności zdrowotne skazały na codzienną solidną dawkę neuroleptyków. I tak się szczęśliwie (w nieszczęściu) złożyło, że one usypiają mnie w ciągu max. 1h. Moje życie od tego czasu zmieniło się tak bardzo i tak na lepsze, że długo by gadać... Teraz wali mnie wszystko - kawa, imprezy, problemy emocjonalne, wojny na świecie, sąsiedzi zrywający podłogę za ścianą, nic nie jest w stanie przeszkodzić mi i moim lekom zapaść w sen, kiedy właśnie chcę. Z perspektywy tych kilku lat stwierdzam, że nie warto się męczyć, jeśli można sprawę załatwić farmakologicznie. (TAK, oczywiście zdaję sobie sprawę, że 1) nie dla każdego takie rozwiązanie jest dostępne (nie myślę tu o przepisaniu neuroleptyków na bycie sową, ale o czymś lżejszym), 2) prawie każde rozwiązanie z lekami grozi uzależnieniem, etc. Ale wiem też, jak upiorne są dni po niedospanej nocy...)
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawe co mówisz, moi współpracownicy to ranne ptaszki i potrafią z własnej woli przyjść do pracy o 5 czy 6 rano, ja przychodzę na 8 i jestem jak zombie przez pierwsze kilka h niezależnie o której położyłam się spać. Jak mam wolny dzień to "budzę się" do życia ok 15. Mój chłopak ma ekstremalną bezsenność ale wynika ona z innych powodów niż twoja. Często mówi, że nie wyspał się przez ostatnie 16 lat albo że spał np 4 h w ciągu ostatnich 3 dni... Potrafi zasnąć czasem o 5-6 rano czyli mniej więcej wtedy kiedy ja mam nastawiony budzik do pracy i zaczynam się krzątać. Gdy oglądamy przed spaniem coś mojego=coś nudnego dla niego to zazwyczaj udaje mu się zasnąć, hitem jest "test podkładów wysokopółkowych" :P ja nie mam problemów ze spaniem ale odpręża mnie ASMR.
OdpowiedzUsuńFajny post! Cóż szczerze przyznam, że ja też mam problemy ze snem. Do tego stopnia, że mam problemy z chodzeniem do szkoły. Jestem w klasie maturalnej, a odkąd pamiętam to późno chodziłam spać i potem przysypialam na zajęciach. Ponadto najlepiej mi sie ćwiczy czy też pracuje w późnych godzinach. Jeszcze nie rozgryzlam jakie to są godziny, ale zauważyłam u siebie takie zjawisko, że kiedy robię się zmęczona to zaczynają mnie bolec mięśnie. Wtedy już MUSZĘ iść spać.
OdpowiedzUsuńNie wiedziałam, że to może być już taka "cecha". Zawsze wierzyłam w to co mi mówiono - że jak zaxzne wstawać rano to się przestawie (co mnie się nigdy nie udało). Ciekawa perspektywa ;)
Pozdrawiam,
Andzia
Znam ten problem...już podobno jako niemowlę nie zasypiałam wcześniej niż o 3, a o drzemkach w ciągu dnia nie było mowy :P u mnie najgorszym wrogiem są nerwy, wystarczy drobna sprzeczka o jakąś pierdołę z moim mężczyzną i już mogę leżeć do 4 nad ranem i wpatrywać się w sufit ;) melatonina mi pomogła, ale wydaje mi się, że bardziej podziałała na mnie psychicznie, jakby obudziła we mnie pewność, że jednak zasnę. Ze dwa lata temu miałam chyba pół roku taki czas, że nie spałam prawie w ogóle, zaczęło się i nie mogło skończyć... a tu rano praca, wieczorem szkoła... całe życie borykam się z tym moim brakiem trybu snu, bo naprawdę nie ma zasady :P mogę przez tydzień zasypiać jak niemowlę i budzić się o 7 rano,a nagle trafia się noc, że do rana wsłuchuję się w ciszę ;) a facet co noc zasypia po 5 sekundach...gdzie tu sprawiedliwość ;)
OdpowiedzUsuńCo zrobisz, nic nie zrobisz- taki chronotyp...
OdpowiedzUsuńhttps://youtu.be/ds8jJXVZbyc