Jak minął Wam rok 2016? Ja niestety należę do osób, które oceniają 2016 jako rok bardzo negatywny. Pod wieloma względami. Nie będę wchodzić w szczegóły, bo myślę, że łatwo się domyślić, jeśli ktokolwiek przygląda się sytuacji światowej. To nie są dobre czasy dla utilitarian, którzy wierzą, że rozsądkiem i empatią można zdziałać wiele.
Nieuczciwym jednak byłoby skupiać się tylko na negatywach, gdy wydarzyło się również wiele dobrego, choć te fajne wydarzenia to przede wszystkim momenty z życia personalnego, odsuniętego od świata polityki i tragedii międzynarodowych.
Rok 2016 to dla mnie zdecydowanie rok powrotu do kreatywności. Nie tylko w formie malowania, ale też tworzenia różnych rzeczy. Udało mi się stworzyć:
- nadruk na koszulkę - znajomy miał fantazję, że chciałby otrzymać takową na urodziny z konkretnym hasełkiem:
- grafikę na etui telefonu:
- projekty własnych tatuaży, które udało mi się wydrukować na specjalnym papierze
- własny planer - bardzo lubię planować i wyznaczać sobie cele, ale miałam zawsze wrażenie, że klasyczne planery są dla osób, które mogą zamknąć i uporządkować swoje życie w ramach czasowych. Moja praca, jak i kreatywna natura, powodują, że jakiekolwiek planowane według godzin zwyczajnie nie ma sensu. Więc zaprojektowałam sobie własny planer... jedynie potem nigdy nie pamiętałam, by go ze sobą nosić, więc po kilku tygodniach dałam sobie spokój. Ale to jedno z dzieł, z którego jestem bardzo dumna :D
W tym roku praktycznie co tydzień tworzyłam coś używając farby akwarelowej. Nauczenie się malowania akwarelami było bardzo trudnym i frustrującym procesem, ale myślę, że powoli gdzieś to jednak zmierza :).
W tym roku przeczytałam książkę Kondo Marie "The Life-Changing Magic of Tidying Up..." i zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Nie tylko jeśli chodzi o podejście do rzeczy, które posiadamy w ramach swojego domostwa... wraz ze zmianą relacji z rzeczami, zmieniła się moja relacja z bardziej abstrakcyjnymi elementami życia.
Wiem, że wiele osób ostro krytykuje zarówno książkę, jak i autorkę, i przyznam, że rozumiem dlaczego. Niektóre pomysły i opowieści autorki wieją trochę zabobonami i wiarą w magię, więc odrobina krytycznego podejścia jest niezbędna. Ale warto moim zdaniem dać tej książce szansę.
Może to trochę za sprawą KonMari, może trochę z przerażenia wiadomościami o stanie środowiska, razem ze Sławkiem podjęliśmy w tym roku kroki, by żyć prostszym, skromniejszym życiem.
Składają się na to małe i błahe decyzje, jak choćby powrót do mydła w kostce - to niesamowite, ile mniej można naprodukować plastikowych opakowań przez taką prostą zmianę. Kiedyś wolałam zamiast mydła w kostce kupować to w płynie, bo niestety kostki szybko rozmiękały w spodeczkach. Ale rozwiązaniem okazał się sprytny patent, gdzie w mydło wciska się specjalny krążek i można je sobie powiesić w łazience:
Bardzo pilnujemy się z segregowaniem śmieci na te do recyklingu. Porzuciliśmy też nawyk ciągłego jedzenia na mieście. Gotując w domu nie tylko mniej jedzenia się marnuje (niestety w Singapurze jest zwyczaj walenia na talerz pół kilo ryżu, nawet jeśli klient prosi, by nakładać mniej, nie wspominając o wszędobylskich plastikowych opakowaniach i sztućcach), ale też łatwiej praktykować nam dietę opartą na roślinach.
Może nie każdy wie, ale przemysł produkujący mięso nie tylko pochłania ponad połowę światowych zasobów jedzenia (niestety, taka prawda - karmimy nasze jedzenie jedzeniem, zwiększając na nie popyt i windując tym samym ceny podstawowych zbóż), ale też może być wskazany jako kontrybutor ponad połowy rocznej ludzkiej produkcji gazów cieplarnianych. Skoro nie muszę jeść mięsa (nie mam ku temu ani medycznych, ani dogmatycznych powodów), to zwyczajnie tego nie robię.
Kilka lat temu zrezygnowałam z siłowni i nie zamierzam wracać. Ale w tym roku poza spacerami zdarzyło mi się wielokrotnie pójść na basen. Odkryłam, że niedaleko miejsca, w którym mieszkam, jest basen z bardzo tanimi cenami za wejście, więc staram się z niego korzystać. Zdarza mi się też czasami pójść pobiegać, jeśli jest czas, po moim ukochanym rezerwacie przyrody.
Choć deklarowałam, że w anime nie ma już dla mnie nic ciekawego, jednak ciągle mnie do niego ciągnie. W tym roku obejrzałam więc w całości pierwszy sezon Log Horizon i ... jest to najlepsze i najgorsze anime jakie w życiu widziałam. Ostatnie 3 odcinki były tak frustrująco tragiczne i okropne, że miałam ochotę wyć do księżyca. Próbowałam też oglądać inne seriale, ale po kilku odcinkach zazwyczaj się poddawałam. Aż do czasu "Yuri on ice". To anime przywróciło mi wiarę w anime! Jasne, nie jest idealne, ale jest ciekawe i ma w sobie coś, co poruszy serce każdego, kto ma w swoim życiu trenera/mentora.
Początek roku był bardzo turbulentny dla Bazaru. Platforma ecommerce, z której korzystaliśmy, BigCommerce, zaczęła się robić bardzo roszczeniowa wobec swoich użytkowników. Poza podbiciem ceny za swoje usługi o niebotyczne 500% (!), gdy próbowałam oprotestować zmianę... skasowali mi w odwecie Bazar. Nie ma to jak "hamerykańskie" kowbojowanie biznesowe :|. Przywrócono go jedynie, gdy zaczęłam narzekać na nich na Twitterze i konkurencja zaczęła nagłaśniać moje żale.
Po tych przejściach nie było wyjścia: Bazar musiał zmienić platformę. Wybrałam Shoplo, które ma siedzibę w Polsce i choć w procesie tranzycji nie udało się zachować kont klientów (trzeba się rejestrować na nowo), jestem z usług Shoplo bardzo zadowolona. Tak samo z firmy DotPay, która odważnie zmierzyła się z wyzwaniem, jakim było wymyślenie, jak połączyć mnie i klientów w Polsce i zaoferować możliwość prostego płacenia przelewami bankowymi. Jeśli rozważacie prowadzenie sklepu online, naprawdę polecam te dwie firmy.
Poza tym, 2016 był też przełomowy dla Bazaru z innego powodu. Choć Bazar jest i będzie małym biznesem, staje się powoli rozpoznawany przez firmy produkujące kosmetyki. Udało się nawiązać bezpośrednią linię kontaktu z firmą produkującą Avalon oraz firmą produkującą kosmetyki BRTC.
- Udało mi się rozwiązać dręczący mnie od lat problem urazu szyi
- Nabyć gry planszowe: Agricola, Concordia i Salem
- Powrócić do grania w D&D - gram jako bard, obecnie 7 poziom
- Mój kot Nen schudł z 8,4 kg do 7,1 kg, co jest wielkim sukcesem, opłaconym ogromem cierpliwości w chwilach, gdy Nen próbuje miauczeniem negocjować dodatkową porcję tuńczyka
- Założyliśmy domowy ogródek z ziołami w doniczkach. Bazylia i chilli radzą sobie świetnie, ale rzodkiewki okazały się klęską :(
- W ramach projektu "Czytam Świat" udało mi się skończyć "Broken April" Ismali Kadarego (Albania) oraz "Redemption in Indigo" Karen Lord (Barbados).
Szczerze mówiąc.. nie wiem :(. Od jakiegoś czasu prześladuje mnie poczucie braku kierunku. Czuję, jakbym wdrapała się na szczyt góry i nie bardzo wiem, gdzie chciałabym z niej zejść, a zostać się nie da. Może to kryzys wieku średniego? ;)
Na pewno 2017 będzie bardzo pracowity, bo poza pracą dojdą mi zajęcia w szkole 3 razy w tygodniu. Postanowiłam zapisać się na coś więcej niż tylko malowanie, więc ilość godzin się zwiększa.
Zobaczymy jak to będzie... A jak Wam minął rok 2016? Jakieś plany lub postanowienia na 2017?
Nieuczciwym jednak byłoby skupiać się tylko na negatywach, gdy wydarzyło się również wiele dobrego, choć te fajne wydarzenia to przede wszystkim momenty z życia personalnego, odsuniętego od świata polityki i tragedii międzynarodowych.
Kreatywnie...
Rok 2016 to dla mnie zdecydowanie rok powrotu do kreatywności. Nie tylko w formie malowania, ale też tworzenia różnych rzeczy. Udało mi się stworzyć:
- nadruk na koszulkę - znajomy miał fantazję, że chciałby otrzymać takową na urodziny z konkretnym hasełkiem:
- grafikę na etui telefonu:
- projekty własnych tatuaży, które udało mi się wydrukować na specjalnym papierze
- własny planer - bardzo lubię planować i wyznaczać sobie cele, ale miałam zawsze wrażenie, że klasyczne planery są dla osób, które mogą zamknąć i uporządkować swoje życie w ramach czasowych. Moja praca, jak i kreatywna natura, powodują, że jakiekolwiek planowane według godzin zwyczajnie nie ma sensu. Więc zaprojektowałam sobie własny planer... jedynie potem nigdy nie pamiętałam, by go ze sobą nosić, więc po kilku tygodniach dałam sobie spokój. Ale to jedno z dzieł, z którego jestem bardzo dumna :D
W tym roku praktycznie co tydzień tworzyłam coś używając farby akwarelowej. Nauczenie się malowania akwarelami było bardzo trudnym i frustrującym procesem, ale myślę, że powoli gdzieś to jednak zmierza :).
KonMari
W tym roku przeczytałam książkę Kondo Marie "The Life-Changing Magic of Tidying Up..." i zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Nie tylko jeśli chodzi o podejście do rzeczy, które posiadamy w ramach swojego domostwa... wraz ze zmianą relacji z rzeczami, zmieniła się moja relacja z bardziej abstrakcyjnymi elementami życia.
Wiem, że wiele osób ostro krytykuje zarówno książkę, jak i autorkę, i przyznam, że rozumiem dlaczego. Niektóre pomysły i opowieści autorki wieją trochę zabobonami i wiarą w magię, więc odrobina krytycznego podejścia jest niezbędna. Ale warto moim zdaniem dać tej książce szansę.
Kroki w stronę prostszego życia...
Może to trochę za sprawą KonMari, może trochę z przerażenia wiadomościami o stanie środowiska, razem ze Sławkiem podjęliśmy w tym roku kroki, by żyć prostszym, skromniejszym życiem.
Składają się na to małe i błahe decyzje, jak choćby powrót do mydła w kostce - to niesamowite, ile mniej można naprodukować plastikowych opakowań przez taką prostą zmianę. Kiedyś wolałam zamiast mydła w kostce kupować to w płynie, bo niestety kostki szybko rozmiękały w spodeczkach. Ale rozwiązaniem okazał się sprytny patent, gdzie w mydło wciska się specjalny krążek i można je sobie powiesić w łazience:
Bardzo pilnujemy się z segregowaniem śmieci na te do recyklingu. Porzuciliśmy też nawyk ciągłego jedzenia na mieście. Gotując w domu nie tylko mniej jedzenia się marnuje (niestety w Singapurze jest zwyczaj walenia na talerz pół kilo ryżu, nawet jeśli klient prosi, by nakładać mniej, nie wspominając o wszędobylskich plastikowych opakowaniach i sztućcach), ale też łatwiej praktykować nam dietę opartą na roślinach.
Może nie każdy wie, ale przemysł produkujący mięso nie tylko pochłania ponad połowę światowych zasobów jedzenia (niestety, taka prawda - karmimy nasze jedzenie jedzeniem, zwiększając na nie popyt i windując tym samym ceny podstawowych zbóż), ale też może być wskazany jako kontrybutor ponad połowy rocznej ludzkiej produkcji gazów cieplarnianych. Skoro nie muszę jeść mięsa (nie mam ku temu ani medycznych, ani dogmatycznych powodów), to zwyczajnie tego nie robię.
Więcej ruchu
Kilka lat temu zrezygnowałam z siłowni i nie zamierzam wracać. Ale w tym roku poza spacerami zdarzyło mi się wielokrotnie pójść na basen. Odkryłam, że niedaleko miejsca, w którym mieszkam, jest basen z bardzo tanimi cenami za wejście, więc staram się z niego korzystać. Zdarza mi się też czasami pójść pobiegać, jeśli jest czas, po moim ukochanym rezerwacie przyrody.
Powrót do anime...
Choć deklarowałam, że w anime nie ma już dla mnie nic ciekawego, jednak ciągle mnie do niego ciągnie. W tym roku obejrzałam więc w całości pierwszy sezon Log Horizon i ... jest to najlepsze i najgorsze anime jakie w życiu widziałam. Ostatnie 3 odcinki były tak frustrująco tragiczne i okropne, że miałam ochotę wyć do księżyca. Próbowałam też oglądać inne seriale, ale po kilku odcinkach zazwyczaj się poddawałam. Aż do czasu "Yuri on ice". To anime przywróciło mi wiarę w anime! Jasne, nie jest idealne, ale jest ciekawe i ma w sobie coś, co poruszy serce każdego, kto ma w swoim życiu trenera/mentora.
Azjatycki Bazar
Początek roku był bardzo turbulentny dla Bazaru. Platforma ecommerce, z której korzystaliśmy, BigCommerce, zaczęła się robić bardzo roszczeniowa wobec swoich użytkowników. Poza podbiciem ceny za swoje usługi o niebotyczne 500% (!), gdy próbowałam oprotestować zmianę... skasowali mi w odwecie Bazar. Nie ma to jak "hamerykańskie" kowbojowanie biznesowe :|. Przywrócono go jedynie, gdy zaczęłam narzekać na nich na Twitterze i konkurencja zaczęła nagłaśniać moje żale.
Po tych przejściach nie było wyjścia: Bazar musiał zmienić platformę. Wybrałam Shoplo, które ma siedzibę w Polsce i choć w procesie tranzycji nie udało się zachować kont klientów (trzeba się rejestrować na nowo), jestem z usług Shoplo bardzo zadowolona. Tak samo z firmy DotPay, która odważnie zmierzyła się z wyzwaniem, jakim było wymyślenie, jak połączyć mnie i klientów w Polsce i zaoferować możliwość prostego płacenia przelewami bankowymi. Jeśli rozważacie prowadzenie sklepu online, naprawdę polecam te dwie firmy.
Poza tym, 2016 był też przełomowy dla Bazaru z innego powodu. Choć Bazar jest i będzie małym biznesem, staje się powoli rozpoznawany przez firmy produkujące kosmetyki. Udało się nawiązać bezpośrednią linię kontaktu z firmą produkującą Avalon oraz firmą produkującą kosmetyki BRTC.
A tak poza tym...
- Udało mi się rozwiązać dręczący mnie od lat problem urazu szyi
- Nabyć gry planszowe: Agricola, Concordia i Salem
- Powrócić do grania w D&D - gram jako bard, obecnie 7 poziom
- Mój kot Nen schudł z 8,4 kg do 7,1 kg, co jest wielkim sukcesem, opłaconym ogromem cierpliwości w chwilach, gdy Nen próbuje miauczeniem negocjować dodatkową porcję tuńczyka
- Założyliśmy domowy ogródek z ziołami w doniczkach. Bazylia i chilli radzą sobie świetnie, ale rzodkiewki okazały się klęską :(
- W ramach projektu "Czytam Świat" udało mi się skończyć "Broken April" Ismali Kadarego (Albania) oraz "Redemption in Indigo" Karen Lord (Barbados).
A co w roku 2017?
Szczerze mówiąc.. nie wiem :(. Od jakiegoś czasu prześladuje mnie poczucie braku kierunku. Czuję, jakbym wdrapała się na szczyt góry i nie bardzo wiem, gdzie chciałabym z niej zejść, a zostać się nie da. Może to kryzys wieku średniego? ;)
Na pewno 2017 będzie bardzo pracowity, bo poza pracą dojdą mi zajęcia w szkole 3 razy w tygodniu. Postanowiłam zapisać się na coś więcej niż tylko malowanie, więc ilość godzin się zwiększa.
Zobaczymy jak to będzie... A jak Wam minął rok 2016? Jakieś plany lub postanowienia na 2017?
Rok 2016 był bardzo burzliwy.
OdpowiedzUsuńSporo pożegnań jeśli chodzi o gwiazdy show-biznesu, rodzimego i światowego.
Międzynarodowa polityka i Czarny Poniedziałek 2 miesiące temu, katastrofy.
Z drugiej strony internetowa fiksacja na temat zdrowego odżywiania, ruchu i pielęgnacji, zahaczająca o jakiś fanatyzm... może i przekonałaby kogoś gdyby informacje przekazywano w formie dalekiej od panującego od lat w polskich portalach stylu tabloidowego , typu: "Jesz to? Uważaj!" albo: "Nie jedz tego, bo to trucizna!" Pewnie wiele z tych pomysłów jest dobrych, a nawet innowacyjnych, ale ja nie należę do osób rzucających się na nowe mody jak szczerbaty na suchary, bez odrobiny wątpliwości czy krytycznego podejścia.
Mnie mijający rok upłynął też nieco burzliwie, ale też trochę zmieniło się na lepsze - przede wszystkim znalazłam nową pracę.
Mam szczerą nadzieję, że następny rozwinie się w spokojniejszym kierunku. Planują otworzyć własną małą działalności zapisać się na kurs prawa jazdy.
Dzięki za komentarz :* Będę trzymać kciuki za działalność :D Jak i za kurs prawa jazdy :D Ja oblałam chyba z 4 razy xD
UsuńTobie dziecka brakuje Kochana, od razu cel będzie wyznaczony, a i pracy bez liku...
OdpowiedzUsuńOj, mogą wióry polecieć, lepiej nic nie mów :)
UsuńNo jasne. Zrób sobie dziecko z nudów. Litości.
UsuńIstnieją na tej planecie ludzie, którzy nie potrzebują dzieci.
Żyją i mają się dobrze.
Hahahaha 😂😆
UsuńMatka polka dobra rada sie znalazla :) Kochaniutka, nie kazdy marzy o babraniu sie w kupkach i ubrankach... Co to w ogole za komentarz- brak slow.
UsuńA nie mówiłam, że wióry polecą :)?
UsuńAle dlaczego się dziwisz? Cukier pisala w poscie o dzietnosci Singapuru ze nie zamierza odpowiadać na pytania o swoje plany macierzyńskie. Taka jest jej decyzja, a tutaj czytelniczka kompletnie ignoruje jej prosby o uszanowanie tego i wyjezdza z tym ze brakuje jej dziecka. No trzeba mieć niezly tupet.
UsuńZ drugiej strony, jaki to jest szkodliwy tok myslenia... "Urodzę se dzieciaka bo nie mam co robić". A jak mi się znudzi to wywalę na smietnik :)
Właśnie nie jestem zdziwiona. Spodziewałam się takiego obrotu sprawy :).
UsuńCo za idiotyczny komentarz. Co komu do tego? Czemu fajny wpis o podsumowaniu roku komentuje sie dziećmi, zamiast napisać "maluj częściej", "powodzenia" czy cokolwiek budującego? Kobiety kobietom wilkiem. Sorry. Absurd tego komentarza mnie oburzył.
UsuńDla mnie idiotyczny jest komentarz typu"nie chcę dziecka bo nie będę paprać sie w kupach i pieluchach"a wy to co? Z księżyca? Was też ktoś urodził i poświęcił kawał życia zeby wychować.to dopiero trzeba być (nie użyję słowa na które mam ochotę) żeby tego nie rozumieć.
UsuńA co ma to, ze my bylismy dziecmi, do tego czy chcemy je miec?
UsuńAnette P wierzę że napisałaś to w dobrej intencji, ale wiesz, mam koleżankę która 2 razy poroniła, bardzo źle to zniosła i teraz już w ogóle nie może zajść w ciążę, a ciągle słyszy że dlaczego tyle zwleka z dzieckiem. Ja nie mam dzieci bo nie chcę więc takie komentarze co najwyżej mnie trochę irytują ale musisz zdać sobie sprawę że takimi tekstami możesz kogoś bardzo ranić.
OdpowiedzUsuńNie chcę byś odebrała moją odpowiedź jako atak, ale zastanów się, czy takie spekulacje na temat czyjejś potencjalnej płodności mają sens. Robi to z bezdzietnych kobiet potencjalne ofiary, których prywate sprawy stają się nagle kotem Schrodingera, o którego stanie można spekulować. Prawda jest taka, że nie powinniśmy nawet dochodzić do momentu, gdzie trzeba upominać inną osobę, by nie zaglądała innym w macicę. Takie spekulacje na temat potencjalnych poronień i problemów z płodnością są tylko kontynuacją dialogu, który nie powinien mieć miejsca (moim skromnym zdaniem).
UsuńNie odbieram tego jako atak:)zgadzam się że nie powinno się dochodzić do momentu gdy trzeba kogoś upomnieć, ale mimo tego takie sytuacje się zdarzają i ciężko jest zrobić tak, żeby ktoś kto interesuje się czyjąś macicą nagle przestał. Więc moim zdaniem należy uświadamiać ludziom, że to jednak nie jest neutralne pytanie z gatunku "dlaczego nie chcesz mieć psa" - dla mnie to oczywiste że nie zadaje się takich pytań, ale dla wielu osób nie jest i (moim skromnym zdaniem;) nie można nic nie robić z jakimś problemem tylko dlatego że on w ogóle nie powinien istnieć. Fakty są takie, że część osób nie ma dzieci bo rzeczywiście ma problemy z płodnością, inni są w nieszczęśliwym związku, inni zwyczajnie nie mają na to ochoty, inni bo mają ważniejsze sprawy na głowie, inni z powodów finansowych - ale w każdym z tych przypadków pytanie o brak dzieci jest nie na miejscu, czasem dlatego że powoduje "tylko" irytację (tak jest w moim przypadku, że ktoś nie szanuje moich wyborów życiowych)a czasem robi dużo większą krzywdę. Nie wiem czy się jasno wyrażam, ale chodzi o to, że część ludzi po prostu to wie, a część trzeba uświadomić, bo też nie każdy zadaje pytania o potomstwo w złej wierze. Zawsze znajdą się tacy którzy i tak będą spekulować, niestety nic z tym nie zrobimy, ale jeśli udałoby się wyeliminować sytuacje gdy ktoś to robi "na głos" i napiętnować takie zachowanie, to to już byłoby coś. Zwłaszcza że w PL teksty tego typu zdarzają się niestety jeszcze bardzo bardzo często.
UsuńMoje Drogie, przepraszam jeżeli odebrałyście mój komentarz negatywnie. Nie miał być złośliwy. Z macierzyństwem taka prawda - wiem po sobie. Urodziłam syna mając 32 lata. Zdecydowanie za późno moim zdaniem. A zanim zostałam matką, to tak mi już z braku jakiegoś konkretnego obowiązku odwalało, że szok. Też miałam różne pomysły na siebie, zmieniałam siebie, kształciłam, i wszystko ok, ale w pewnym momencie trzeba było iść w kierunku powagi, obowiązku, bo pewnie bym zbzikowała i przeszła na weganizm, buddyzm i inne takie...
OdpowiedzUsuńObojętnie jak wygląda Twoja historia, nie zmienia to faktu, mam wrażenie, że traktujesz swojego potomka jak przedmiot - nie jak człowieka, ale rzecz, która ma zastosowanie w Twoim życiu. Ale z drugiej strony takie podejście to nic nowego... Ile razy czytałam komentarze o dzieciach, które traktuje się jak niewolników systemu emerytalnego ("ktoś musi robić na emerytury"... tak jakby można było nienarodzonego człowieka zniewolić w ramach umowy społecznej, na którą nie miał szansy się zgodzić) czy potencjalnych opiekunów na starość dla rodziców, tak jakby to nie byli autonomiczni ludzie, tylko przedmioty w kształcie ludzi.
UsuńSwoją drogą dopisałaś niezłą historię do mojego życia. Moje życie nie wygląda jak Twoje. Może obie jesteśmy biologicznie kobietami, ale jesteśmy też kompletnie odmiennymi ludźmi, z innymi historiami życiowymi, temperamentami i ambicjami.
Basiu, kompletnie mnie nie zrozumiałaś. Nie napisałam nigdzie, że traktuję swojego syna jak przedmiot, odnosisz złe wrażenie. Dał mi sens życia i sprawił, że zwyczajnie mam po co i DLA KOGO się starać, żyć. Facet, mąż, to tylko obcy facet, dla niego życia bym nie poświęciła, dla dziecka, tak. Rozumiem, że tego nie rozumiesz, ja kiedyś też nie rozumiałam, ja nawet nie lubiłam dzieci. Te wszystkie Twoje osiągnięcia są jak najbardziej na tak, trzeba się starać, ale egoizm jest dobry tylko do pewnego momentu, później już tylko niszczy. Wiem co mówię - jak już pisałam, zostałam matką mając 32 lata, a więc dużo zdążyłam przerobić przez ten czas, chyba chwilami za dużo.
UsuńI tak jeszcze jedno wtrącę - nie wydaje mi się żebyś weszła na szczyt góry, gdybyś faktycznie to zrobiła, miałabyś w sobie więcej pokory i skromności...
Posiadanie potomka to był Twój świadomy wybór, który podjełaś dla swojego dobra i by mieć cel w życiu, więc z natury jest to działanie egoistyczne.
UsuńCo innego, gdybyś była szczęśliwą, spełnioną osobą z bogatym życiem chcącą bezinteresownie podzielić się tym z dzieckiem, lub gdybyś była w sytuacji, gdzie chciałaś dobrowolnie i bez zewnętrznej motywacji wyrzec się czegoś, z czystej chęci zaoferowania bezinteresownie czegoś innej osobie - ale sama przyznajesz, że byłaś nieszczęśliwa i potrzebowałaś sposobu, by poczuć się lepiej i UŻYŁAŚ (!) do tego swojego potomka. I jeszcze zachęcasz inne osoby do używania innych ludzi (a dziecko to też człowiek, w dodatku bezbronny w tej sytuacji) w ten sposób!
Zakładasz, że tylko jako osoba z dzieckiem masz możliwość rozumienia pewnych rzeczy - to jest wywyższanie się i znowu UŻYWASZ tutaj swojego dziecka, tym razem jako wymówki. W swoich własnych oczach jesteś też bezinteresowną bohaterką, bo będziesz poświęcać życie. Ale dlaczego? Bo zależy Ci na Twoim dziecku.. czy na własnej wysokiej opinii o sobie? Bo wyrażasz się w sposób, który sugeruje to drugie...
Może powinnaś to trochę przemyśleć, bo to jest naprawdę bardzo smutne :(. Chcę wierzyć, że ta rozmowa to raczej efekt ograniczeń w komunikacji, ale coś w duszy podpowiada mi, że naprawdę jednak akceptujesz traktowanie innych ludzi jako narzędzie do osiągania własnych celów. Jak łatwo zauważyć, ja takie podejście uważam za szkodliwe i ... niemoralne.
To straszne. "Mam dla kogo żyć". Dziecko nie jest Twoją własnością, a osobnym bytem. Samodzielną osobą, która dorośnie i znajdzie sobie partnera życiowego, a rodziców odstawi na dalszy plan. Pomyślałaś o tym? Już gdy dziecko staje się nastolatkiem, rodzice przestają być dla niego najważniejsi. Kobieta która twierdzi że dziecko to osoba, dla której ona żyje zostanie zupełnie sama po tym gdy potomek odejdzie (bo odejdzie na pewno).
UsuńNazwanie męża obcym facetem pozostawię bez komentarza. Dziecko wychowuje się mniej więcej 18 lat, potem ono odchodz a z mężem prawdopodobnie spędzisz życie...
Błagam przemyśl swoje postępowanie, żebyś nie stała się w przyszłości toksyczną matką i nie zatruwała swojemu dziecku życia, gdy ono już "odleci z gniazda".
To po prostu kryzys emigranta. Ja jestem w USA, zrobiłam tu karierę zawodową, mam wszystko. Ale problem jest taki że nie jestem w Polsce. Ktoś tu dobrze napisał- brak dzieci. Niestety niedaleko nam do zwierząt i podświadomie to brak dziecka też powoduje poczucie braku sensu zycia w niektórych aspektach. Nie mówię Ci żebyś sobie je zrobiła, ale to właśnie ta brutalna prymitywna natura się w nas odzywa- pozostałość ewolucyjna-dzięki niej zaludniamy ziemię. A może problemem jest brak swojego mieszkania/domu? Bo takie wynajmowanie w nieskończonośc też może się przyczynić do jakiegoś zastoju. Niby masz tanio, mieszkasz dobrze- ale wciąż u kogoś. Wiem że zaraz mnie wszyscy zbluzgają, ale to jest moja diagnoza
OdpowiedzUsuńNo i stało się... Oj, dziewczyny... nie szkoda Wam czasu na takie g***o burze? Analizowanie i diagnozowanie, czego Cukrowi brakuje do szczęścia... Zróbcie sobie postanowienie nie kłócić się z byle powodu! Z życzliwości piszę. Wszystkiego dobrego w Nowym Roku!
UsuńHaha diagnoza na bazie jednego zdania, co tam cały wpis o innych rzeczach ;p. Każdy z nas w pewnym momencie dojdzie do wniosku, że osiągną cele, które kiedyś sobie tam postawił jako młoda osoba. Teraz jak nigdy, czuję, że mogę zrobić naprawdę wiele i że mam doświadczenie w osiąganiu swoich celów. Dlatego też ostrożniej podchodzę do całego procesu wyznaczania nowych. Moje życie do tej pory traktuję jak wspinaczkę na górę w stylu polskiej Śnieżki. Teraz czas na Everest... a może Lhotse?
UsuńCo kto lubi :). Zrób wyprawę, a potem podziel się wrażeniami :).
UsuńTo bardzo smutne, że ktoś napisał długi post i się postarał, a potem wszyscy mówią "zrób sobie dziecko" i nic więcej ich nie interesuje: tak trzeba, inaczej człowiek wariuje i zaczyna zajmować się sobą albo np. środowiskiem, a to przecież tragedia i przeczenie naturze. Głupia baba no.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, panda z lasu (niech już wyginą bo zwariować można)
Dokladnie. Kobieta kobiecie zeby taki komentarz zostawiala w XXI wieku ... masakra. I to nie sa stare ciotki na imieninach tylko mlode kobiety! Jak w tym kraju ma sie cokolwiek zmienic jak mlode pokolenie mysleniem tkwi w sredniowieczu. Ja chyba obrazam ludzi zyjacych w Sredniowieczu w tym momencie. Jezeli dziecko ma byc sposobem na nude i znalezienie celu w zyciu to ja sie nie dziwie ze tyle patologii w Polsce jest. Poza tym to bardzo osobista sprawa, Cukier nie pisze tutaj o swoim bardzo prywatnym zyciu ot kilka ciekawostek z zycia i tyle... a tu takim brudnym buciorem wlaza.... masakra. Serio, Cukier jest obca dla mnie osoba ale zalamalam sie tymi komentarzami. I te wszystkie kobiety od zyczliwych komentarzy wychowaja kolejne pokolenie ktore bedzie odbiciem ich samych...az mam ciarki na placach.
UsuńJa nie rozumiem trochę jak można tak wrzucać wszystkich do jednego worka? Zakładać, że miliony ludzi na świecie są takie same, i na pewno jakiś tam chwilowy kryzys czy wątpliwości co chcemy robić dalej, to na 1000% ukryta chęć posiadania dziecka? Naprawdę wszyscy uważają, że KAŻDY nadaje się do posiadania potomstwa, i że każdy w tym się zrealizuje? Mam wrażenie, że niektórzy żyją w jakiejś bańce mydlanej i nie przyjmują do wiadomości, że to nie jest uniwersalna droga dla każdego. Gdyby tak było, to nie byłoby żadnych patologii czy nieszczęśliwych rodzin, gdzie dzieci nie czują się kochane. Każda rodzina byłaby idealna i pełna miłości, a tak niestety nie jest. Swoją drogą zastanawiam się, czy gdyby ten post był napisany przez mężczyznę, czy posypałyby się komentarze "musisz zostać ojcem"? Tak mnie to wkurza...
OdpowiedzUsuńPrzedostatnie zdanie mnie zdołowało, bo niestety trafiłaś w sedno problemu...
UsuńJakiego problemu?
UsuńTo nigdy nie jest decyzja tylko kobiety. Chyba w tych wszystkich komentarzach brakuje głosu twojego partnera :)
Bo samotne wychowywanie dziecka to piekło na ziemi.
Zresztą we dwójke też jest cięzko jak cholera, ale i nagroda jest nieporównywalna z niczym innym.
Osoby z dzieckiem też ponoszą pewien koszt alternatywny - są pewne rzeczy, których nigdy nie zrobią i nigdy nie osiągną, bo wybrali inną drogę i pewne opcje przeminą. To, co jest dla kogo " nagrodą nieporównywalną z niczym innym" to kwestia indywidualna. Osoby z dziećmi ciągle się zarzekają, że osoby bez "tego nie zrozumieją", tak jakby samemu nie rozumiejąc, że ich perspektywa też jest ograniczona i pewne doświadczenia są już dla nich niedostępne.
UsuńW kulturze patriarchalnej kobiety poświęcają swoje marzenia, karierę, hobby i co gorsza nawet życie socjalne (dziecko izoluje od świata i relacje z innymi ludźmi sa pobieżne). Nie dziwota, że sa kobiety dla których macierzyństwo kojarzy się z dehumanizacj. Dla przeciętnej matki dziecko to cały świat - kupy, spanie, kolki, płacz dziecka, rozwój dziecka, choroby i wlasciwie to wszystko. Nie oszukujmy się dziecko to kula u nogi i taka kobieta ma małe możliwości JAKIEKOLWIEK. Nie może sobie spontanicznie wyjechać, podjąć studiów, napisać książki itp. Wychowywanie dziecka to rutynowe, nudne, powtarzające się zajęcie 24/7 i nawet jak wszystko robisz, żeby było dobrze to może ci się raz noga powinąć i mozesz iść do więzienia. Nie dziwota, że chcą w to wciagnąc kobiety, które, hmm, po prostu nie wyrazają nawet sugestii, że jakiegokolwiek potomka chcą. Warto też przypomnieć, że kobiety raczej dzieci miec nie chcą i dzieci wcale szczęściem nie są 100%, bo gdyby tak było to kobiety przez większość swojego życia nie dązyły do tego, żeby jednak tego dziecka nie mieć.
UsuńBo samotne wychowywanie dziecka to piekło na ziemi. - skąd wiesz? bo ja znam zdanie samotnych matek i sa przeciwnego zdania. chłop z wozu babom lżej. raczej się kobiety cieszą, że nie musza się już z facetem (który zazwyczaj pełni funkcje trutnia, kolejnego dziecka) zadawac i mu matkowac.
UsuńZapisanie się na zajęcia to doskonały pomysł - w ten sposób zawsze jest gwarancja, że w tygodniu jakoś ruszymy temat do przodu, nawet jeśli mamy mało motywacji czy siły :D. Co do rysowania, jeden z moich nauczycieli rysunku zawsze powtarza, by witać swoje błędy i niedoskonałości z dozą wdzięczności - bo to one pozwalają nam udoskonalić swoje kolejne prace. Osoby, które nie widzą niedoskonałości w swoich dziełach nie mają motywacji, by doskonalić swoje umiejętności. Również życzę owocnego 2017! :*
OdpowiedzUsuńTakiego problemu, że gdyby ten sam post napisał jej rówieśnik, ostatnią rzeczą którą by mu sugerowano, jest spłodzenie "sobie" potomka.
OdpowiedzUsuńSpoon, Cukier miała na myśli to o czym wspomniałam w swoim komentarzu. Gdyby młody, ambitny, mający dobrą pracę mężczyzna (męski ekwiwalent Cukru) napisał, że czuje się zagubiony i szuka jakiejś nowej płaszczyzny do realizowania się, posypałyby się komentarze: jedź tu, tam, zmień pracę, naucz się tego, tamtego, zacznij biegać, rzuć wszystko i jedź w wyprawę dookoła świata. A gdy taka sama osoba, po prostu innej płci, napisze to samo, nagle wszyscy nakłaniają do posiadania dziecka. Dla mnie to po prostu jest takie trochę krępujące, czuję się upokorzona takimi komentarzami, nie postrzegam się przez pryzmat mojej płci jakkolwiek dziwnie to brzmi, i wciskanie mnie w taki kanon kobiety-matki (mimo, że żywię jak najbardziej pozytywne odczucia do mam, w tym do mojej i bardzo doceniam) - odrzuca mnie to
OdpowiedzUsuńNnananananaana a ja tylko dodam... WSZYSTKIEGO DOBREGO W NOWYM ROKU CUKRZE MÓJ KOCHANY! Nananananaa Batman!
OdpowiedzUsuńCukrze, co to jest czytam Świat? Mam wrażenie, że większość książek, które czytam to jakaś literatura z dziwnych zakątków świata :). Gdzie można o tym przeczytać?
OdpowiedzUsuńMoja wersja tego wyzwania:https://ayearofreadingtheworld.com/ - pomysł polega na tym, by przeczytać jedną książkę z każdego kraju. Ja nie będę się ograniczać do roku, ani zmuszać, by przeczytać książkę z absolutnie każdego kraju, ale sama idea wydaje mi się doskonała. Ostatnimi laty miałam wrażenie, że o wiele za dużo w moje ręce trafia książek z anglojęzycznych krajów, mimo, że dorastając miałam dostęp do bardziej "egzotycznej" literatury, gdyż w PL w latach 80 i 90 nie stroniono od tłumaczenia literatury skandynawskiej. Obecnie czytam "Dzikie Polowanie Króla Stacha", ale niestety w wersji anglojęzycznej :(
UsuńNo właśnie, dlaczego facetom się tego nie sugeruje??
OdpowiedzUsuńDecyzja o posiadaniu dziecka to bardzo intymna sprawa i nikomu do tego. Maczanie łap w cudzym życiu to paskudne zachowanie. Rozwój własny jest niezmiernie ważny i to nie z czystego egoizmu ale tak naprawdę dla dobra ogółu. Rozwinięte jednostka jest w stanie przekazać innym o wiele więcej dóbr niż taka co się nie rozwija, bo niby co?
Dla mnie rok 2016 był bardzo osłabiający, no ale po czasie nastąpił kop i powoli wszystko ruszyło, malutkimi kroczkami. Bardzo miło czyta się takie wpisy! Miło też czytać ponownie bloga i facebooka, Twoja aktywność tutaj jest taka pozytywna i kojąca, ciekawa. Pozytywnego roku i odnajdywania się :)
OdpowiedzUsuń