Spieniacze, oczyszczanie twarzy i intelektualna uczciwość


Znacie spieniacze? Małe, urocze pojemniczki, do których nalewamy odrobinę wody oraz ulubiony żel do twarzy, po czym za pomocą specjalnej pompki spieniamy zawartość, aż do utworzenia gęstej niczym krem pianki.

Takie pojemniczki nie dalej jak w zeszłym roku pojawiły się w koreańskich sklepach marek Etude House oraz A'Pieau.

Ok, ale po co właściwie takie spieniacze? Skąd ten pomysł? Mogłabym odpowiedzieć czytając wytłumaczenia producentów owych gadżetów. Ale zamiast tego... zabieram Was na podróż w czasie!


W roku 2006 bi-majo Rie Musashi rozpoczęła kampanię w mediach, by wypromować swoją osobę oraz dwie ze swoich książek. Pięćdziesięcioletnia wtedy Rie słynęła głównie ze swojej pięknej jak na ten wiek cery. Rie promowała pomysł "dorosłej dziecięcej cery", idealizując cerę dzieci, jako pozbawioną widocznych porów oraz idealnie nawilżoną. Nasza bohaterka tej historii opracowała specjalny system oczyszczania twarzy, który można sprowadzić do następujących zasad:

1. Myj twarz tylko wieczorem, zaś poranne mycie jest zbędne (skoro kładłaś się spać z czystą twarzą na czystą poduszkę, nie ma co zmywać rano naturalnych olejków); lub alternatywnie, używaj tylko lekkiego mydełka, wieczorem zaś czegoś intensywniejszego 
2. Myj twarz jedynie letnią wodą i unikaj dręczenia porów lodowatą wodą; 
3. Traktuj skórę z ogromną delikatnością poprzez używanie jedynie palców serdecznych podczas mycia;
4. Dwa razy w tygodniu zrób sobie post dla skóry;
5. Dorosła skóra wygląda jak skóra dziecka, gdy pory są idealnie zadbane i domknięte.

Wszystkie pomysły Rie Musashi kręciły się wokół mycia twarzy i oczyszczania porów, zaś by dokładnie oczyścić pory, Rie sugerowała konieczność użycia doskonale spienionego produktu do mycia twarzy jakoby sugerując, że jedynie małe banieczki będą w stanie dotrzeć w zakamarki porów. Rozproszony w formie banieczek produkt do mycia twarzy miał być też - w teorii - równo skoncentrowany, więc zapobiegać nakładaniu bezpośrednio na skórę skoncentrowanego produktu myjącego.



Podczas prezentacji w różnych programach telewizyjnych, widzimy więc Rie nakładającą na twarz idealną i gęstą piankę. Czy Rie była pierwszą osobą, która wpadła na ten pomysł? Nie wiem. Nie znam japońskiego na tyle, by móc w pełni odpowiedzieć na to pytanie. Ale w roku 2009 historia owa zabiera nas ... do Korei, gdzie Rie wydała swoją książkę w wersji koreańskiej. Co ciekawe, koreańska wersja wydaje się bardziej skupiać na samej technice mycia, niż na historiach z życia Rie.



Na przestrzeni lat, możemy znaleźć różne przebłyski mody na spienianie, zarówno w Korei, jak i Japonii. Od przeróżnych gotowych pianek, po narzędzia do spieniania, głównie w formie siateczek.


Technika używania tylko palców serdecznych do mycia twarzy jednak się nie utrzymała i z trudem znajdziecie osobę, która jej przestrzega. Choć w 2010 roku pewna japońska firma próbowała wypromować pomysł używania serdecznego i środkowego palca. 

W roku 2013 pomysł na mycie twarzy za pomocą drobnych banieczek dotarł również do Singapuru, gdy japońska firma Biore zaczęła promować tu swój drobno spieniony żel do twarzy. Żel ten był żekomo 800% bardziej spieniony, niż piana którą możemy uzyskać spieniając produkt w rękach:

W ten oto sposób wracamy do roku 2016, gdzie w Korei pojawiły się spieniacze w formie pojemniczków (w Japonii pojawiły się wcześniej). Na chwilę obecną mało kto pamięta książkę Rie i jej wystąpienia w telewizji, jednak idea oczyszczania cery sztywną pianką dalej funkcjonuje na rynku, czy to w postaci gotowych produktów, czy właśnie takich innowacyjnych gadżetów. Do dziś, w ramach japońskiej strony robiącej rankingi kosmetyczne, zarówno siateczka, jak i pojemniczek do spieniania są w top dziesiątce gadżetów urodowych:


Dla mnie ta wędrówka po historii ma jednak inne znaczenie. To nie jest pierwszy raz, gdy jakiś szalony czy niezwykły pomysł pielęgnacyjny ma swoją historię i początek w książce czy wystąpieniu telewizyjnym jednej osoby...

Na chwilę obecną - bez mrugnięcia okiem - akceptujemy stwierdzenia na temat "pielęgnacji Koreanek/Japonek/Azjatek" - ba, mamy nawet książki na ten temat! Nie zastanawiamy się ani chwilę, czy naprawdę ma sens zgarnianie całych MILIONOWYCH populacji do jednego worka, mimo, że nigdy nie zaakceptowały byśmy podobnej książki czy artykułu na temat "Pielęgnacji Polek". Zbyt dobrze zdajemy sobie sprawę z tego, jak różne są nasze zachowania, pomysły, idee, ale też zasobność portfela czy czasu, by robić to czy co innego. Są Polki, które preferują naturalne kosmetyki, są Polki rozmiłowane w azjatyckiej pielęgnacji, są też Polki, które po dziś dzień mają karnet na solarium. Jednak jeśli chodzi o miliony Koreanek czy Japonek - nie ma problemu i pozwalamy sobie na generalizujące stwierdzenia, które nie mają prawa być w pełni prawdziwe. Nie da się być jednocześnie intelektualnie uczciwym i akceptować takiego zachowania. Bo prawda jest taka, że nie wiemy co robią Koreanki czy Japonki - ich zachowania są tak zróżnicowane, jak zachowania Polek. Nie twierdzę, że sama nie jestem winna takich uogólnień, szczególnie w moich wczesnych artykułach, ale doedukowanie się i poszerzanie perspektywy jest częścią dorastania i rozwoju dla każdego z nas. Czas wyrosnąć z tych skrótów myślowych. 

Co natomiast często możemy uczynić to w bardzo dokładny i intelektualnie uczciwy sposób opisywać rynki - pojawiające się na nich produkty i towarzyszące im przekazy marketingowe. Możemy często prześledzić, kto i kiedy zaczął promować konkretny pomysł, produkt czy składnik. Nie wiemy do końca jak na owe propozycje zareagowała docelowa publiczność, bo dane na temat sprzedaży nie są łatwo dostępne. 

Nie wiemy też na ile coś było promowane, by móc przeprowadzić skuteczną kampanię dla marki, a na ile chodziło o autentyczną sprzedaż. Jeśli nie wiecie o czym tu mówię, pomyślcie o katalogach sukni ślubnych, gdzie często znaleźć można suknie w kolorach czerwonych - taka czerwona suknia jest tam bardziej po to, by zaprezentować możliwości i fantazję producentów, choć takie ekstrawaganckie kolory mają ekstremalnie mało nabywców.



Piszę o tym, by zwrócić uwagę na fakt, że tylko dlatego, że coś jest obecne na rynku, nie musi koniecznie oznaczać adaptacji przez klientów. Dlatego wydawanie osądów o "pielęgnacji Koreanek/Japonek" poprzez pryzmat dostępnych produktów nie jest intelektualnie uczciwe.


Moje doświadczenia


Ten artykuł nie byłby kompletny bez relacji na temat moich przygód ze spienianiem. Generalnie wolę twarz myć tylko olejkiem (mój ulubiony to Innisfree oliwkowy), więc by przetestować tą metodę musiałam odkopać z moich kosmetycznych zapasów jakieś żele do mycia twarzy. Kiedyś w Innisfree dostałam żel z ich serii z zieloną herbatą i to głównie go używałam w moim spieniaczu.

Sama metoda, czyli mycie letnią wodą oraz delikatne masowanie palcem serdecznym, nie jest szczególnie trudna w wykonaniu. Twarzy nie myję rano żadnymi produktami (jedynie wodą) od wielu lat, więc nie jest to dla mnie nic nowego. 

Moje odczucia są... mieszane. Po kilku dniach mycia pianką, rzeczywiście skóra na policzkach zrobiła się naprawdę jednolita i ładna w wyglądzie. Jednak jeśli chodzi o pory na nosie... sama nie wiem. Nie będę wchodzić w szczegóły, ale powiem tyle - ta technika zaciska pory, więc jeśli nie są one oczyszczone, to wszystko Wam z nich powyłazi 😱... 

Niemniej jednak, cenię tą technikę za jej delikatność wobec zrogowaciałego naskórka. Wraz z wiekiem i pogłębiającymi się problemami z suchością cery, zaczynam bardziej cenić mój naskórek, jako płaszcz chroniący moją skórę przed wysychaniem. Wiem, że na rynku nie brak produktów złuszczających, różnych scrubów i peelingów, bo pozbycie się warstwy martwego naskórka to często łatwy i szybki sposób na uzyskanie efektu rozjaśnionej cery, czy pozbycie się przebarwień potrądzikowych, itp.... Ale na chwilę obecną chyba jednak bardziej cenię nawilżenie, niż te kosmetyczne efekty. 

Dacie szansę tej metodzie? Jeśli nie macie spieniacza, można użyć zwykłej gąbeczki i wypracować pianę :)

Komentarze

  1. Jeśli chodzi o produkty do oczyszczania twarzy, to dla mnie nic nie musi się spieniać, ważne, żeby dobrze oczyszczało, jak np. olejek z Bielendy, którego obecnie używam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. W Polsce swego czasu dosyć popularną między włosomaniaczkami metodą było mycie włosów tzw. ulepszoną metodą kubeczkową. Metoda kubeczkowa polegała na rozcieńczaniu szamponu wodą żeby zmniejszyć jego stężenie, a ulepszenie metody osiągało się przez przelanie takiego roztworu do opakowania tworzącego pianę. Sama metoda nie dała u mnie jakichś spektakularnych rezultatów, ale zyskałam dwie rzeczy:
    1. Opakowanie do pianek po jakiejś przypadkowej piance z Rossmanna kupionej tylko dla tego puzderka.
    2. Świadomość, że nie lubię mycia twarzy pianką! ;D

    I akurat teraz po latach wpadła mi w ręce inna pianka, lepsza niż ta sprzed pięciu lat, ale po prostu nie jest to metoda dla mnie. Natomiast już od bardzo dawna nie myję twarzy rano tylko przecieram ją płynem micelarnym lub tonikiem - i to jest akurat coś, co polecam prawie każdemu :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Spienianie generalnie było dość popularną techniką wcześniej - trafiłam na przypadek czegoś na kształt mydełka (na pewno było w kostce), które po zmoczeniu mocno się spieniało (piana wyglądała jakby miałą gęstość tej do golenia) i to służyło do zmywania ciężkiego makijażu telewizyjnego. Filmik był z okolic 2005 roku, może początek 2006, ale sama technika nie była pokazywana w formie nowości, także stawiam na to, że piana jako taka funkcjonuje długo i Rie była raczej popularyzatorką niż wynalazczynią.

    P.S. Fota Rie na tle młodziutkich Araśków ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Od ponad 2 lat używam regularnie siateczki do spieniania Missha Bubble Maker - obecnie z kremową pianką do mycia Nature Republic Shea Butter - i jestem bardzo zadowolona z efektu jaki daje ta technika mojej suchej cerze - pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Moim aktualnym "spieniaczem" jest pianka salicylowa z Avonu :). Wiosną i latem sprawdza się nieźle, zimą niestety jest za ciężka, biorąc pod uwagę, że cera się przesusza od panujących warunków (mrozy z jednej strony, z drugiej, kaloryfery :)).

    OdpowiedzUsuń
  6. Ten sposób z brakiem porannego mycia twarzy jest pewnie polecany tylko dla skóry suchej, ewentualnie normalnej? Na noc nakładamy też różnego rodzaju specyfiki, chyba, że ta metoda wymaga nie używania serum, kremu ani niczego takiego? Przy skórze bardzo tłustej to chyba nie znajduje zastosowania :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To już zależy czego użyjesz rano. Jeśli nie wody a na przykład płynu micelarnego to nie ma powodów do obaw. Sama mam cerę mieszaną z mocno tłustą strefą T i robię tak już dobrych parę lat :)

      Może i samą wodą dałoby się osiągnąć ten efekt - nie sprawdzałam, ale widziałam na blogach, że dziewczyny mają takie wypracowane metody :)

      Usuń
    2. nawet jeśli niespecjalnie nakłada się coś na noc, to mimo wszystko w nocy też się poci, nie śpimy w sterylnych warunkach, więc i tak na naszej twarzy osiada jakiś kurz, roztocza z pościeli, jakiś drobny brud... no do mnie totalnie nie przemawia, żeby nie myć rano twarzy :/

      Usuń
    3. ale chyba faktycznie rano można to mycie zrobić delikatniejsze :) no bo jednak bród jest ponad połowę mniejszy a czasami się zastanawiałam czy ja nie przesadzam z tym całym szorowaniem XD

      Usuń
  7. Ja właśnie rozglądam się za spieniaczem, po prostu lubię tę formę :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  9. Tez od dawna nie myje twarzy rano nakład tylko krem mieszany z filtrem (50) a co do pianek to ma żel z its skin który podczas masowania zamienia się w piankę i bardo go sobie chwalę świetnie oczyszcza

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Komentarze pisane w celach promocji własnego bloga lub innych stron nie będą publikowane. Linki do relewantnych wpisów na blogach czy innych stronach są mile widziane. ale linki nie związane z tematem lub komentarze zawierające dopisany link do bloga nie będą publikowane.